Pierwszy grudnia przywitał nas
słońcem i mrozem. Dachy, trawniki ale i szyby samochodu pokryły się cieką
warstwą szronu i właśnie w tym momencie zauważyłam pozytywny skutek
lockdownu. Córka uczy się w domu, nie
musimy walczyć z porannym skrobaniem auta. Spokojnie mogę poczekać aż słońce
ogrzeje nieco powietrze a szron sam zniknie i dopiero wówczas ruszyć załatwiać
różne sprawy.
Pożegnaliśmy piękną kolorową
jesień i weszliśmy w klimaty zimowe. W domu częściej palą się świece, na półce
pojawiło się kilka nowych książek. W kuchni za oknem zawisły kulki dla sikorek
a na parapecie leżą skórki z chleba dla sójek i wiewiórki. Przywołuję przyrodę
w pobliże domostwa by mieć namiastkę wsi.
Tymczasem na rancho cicho i
spokojnie, woda ze stawów spuszczona, las powoli zapada w zimową drzemkę tak
samo jak nasza wiejska hacjenda. Jedynie w ogrodzie widać pojawienie się nowego
projektanta, który skutecznie próbuje zmienić aranżację trawnika. Trawnik za
domem wygląda jakby buchtowało w nim stadko małych dziczków. Projektanta nieoczekiwanie poznałam kolejnego
wieczoru. Siedzieliśmy z Panem Mężem w salonie sącząc wino i rozmawiając, gdy
nagle coś małego przebiegło przez taras. W śmiesznej sylwetce z ogonem przy
ziemi rozpoznałam borsuka !
Gość w ogrodzie może rozprawi
się z pendrakami i innymi szkodnikami w warzywniku a trawa na wiosnę pewnie
odrośnie ……. choć zastanawiam co też
zastaniemy na podwórku gdy przyjedziemy następnym razem. Na wsi przyrody nie muszę przywoływać, sama
się wprasza 😊