środa, 8 kwietnia 2020

Introwertyk w czasie zarazy


     Moje życie mimo wprowadzonych epidemiologicznych obostrzeń jakoś bardzo się nie zmieniło, nadal pracuje głównie przy komputerze w domu. Nieco rzadziej jeżdżę na zakupy. Widzę wręcz plusy zaistniałej sytuacji, nareszcie mam wymówkę by zbyt daleko nie  wychylać się z własnej skorupy, nie muszę rano odwozić córki do szkoły (jej też się to podoba) a co najważniejsze mogłam przenieść swoje życie na wieś.
Kilka dni temu spakowaliśmy jedzenie i przenieśliśmy się całą rodziną na Rancho, by doglądać prac remontowych zdemolowanego miesiąc wcześniej dachu.
Piękna pogoda, prace w ogródku pozwoliły zapomnieć o wirusowej zawierusze.
Jedyny minus jaki się pojawił to nieprzystosowanie młodzieży, otóż późnym wieczorem kiedy moja introwertyczna dusza otula się kokonem i chętnie zaszyłaby się na fotelu aby posłuchać muzyki lub przeczytać coś ciekawego, nagle słyszy: Mamo czy dziś będą jakieś atrakcje ? Pogramy w coś ?
Młodzież przyzwyczajona do życia studenckiego oraz miejskich rozrywek typu kino, rolki, rowery uaktywnia niespożyte pokłady energii i próbuje mnie z kokonu wyrwać.
Wczoraj popołudniu by pobyć sama z sobą zabrałam aparat, Pana Męża i poszłam pokontemplować ciszę nad stawami. Uzbroiłam aparat w teleobiektyw miałam zamiar upolować dzikie gęsi, które co roku przylatują na stawy wychować nowe pokolenie.
Obeszliśmy pierwszy staw, nic ciekawego nie dostrzegłam, nieco zrezygnowana zrobiłam krótki odpoczynek koło domku stawowego. W milczeniu wpatrywałam się w błękit wody a Pan Mąż próbował nagrać ptasie wiosenne świergoty. Nagle coś zaszeleściło w liściach …. podeszłam by sprawdzić co tak hałasuje a tu ze swoich norek wypełzły ropuchy by zacząć ropusze gody. Na nabrzeżu, na lądzie i w wodzie pary płazów zajęte amorami nie zwracały na mnie uwagi widać wiosna przyszła na dobre. Zapewne niebawem wieczory wypełnią się żabo-ropuszymi  koncertami .















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz