niedziela, 26 kwietnia 2020

Obiektyw, który maluje.


Z najdalszych zakamarków szuflady wyciągnęłam dziś stary szerokokątny  obiektyw sigmy. Lubię go bardzo, nie umiem wytłumaczyć jego fenomenu po prostu robi piękne pejzaże jakby je malował.
Tak więc podczepiłam go pod aparat i zarządziłam wymarsz do lasu. Jednak zanim zamknęłam dom przezornie wróciłam się jeszcze po teleobiektyw (zazwyczaj kiedy go zostawiam w domu nadarzają się ciekawe ujęcia przyrodnicze).   
Córka widząc mnie z jednym obiektywem na szyi a drugim w kieszeni, uniosła z pobłażaniem brew  mamrocząc pod nosem, że to miał być szybki spacer, odburknęłam iż noszę te ciężkie  rupiecie dla sportu by być bardziej fit.
Ruszyłyśmy na rundkę wokół stawów. Po dotarciu do mniejszego stawu zaproponowałam by podejść pod chatkę stawowego. Dziś niedziela więc może się spotkamy. Faktycznie spotkaliśmy się i  tradycyjnie zaczęliśmy nasze pogaduchy. W pewnym momencie Pani Stawowa woła: o patrzcie na drugim brzegu jelenie …! Cóż ja coś tam widziałam ale nie byłam przekonana co tak naprawdę widzę. Szybko zmieniłam obiektywy, podpięłam lunetę i ….. o matko ! uzbrojone oko dojrzało łanie.  Piękne dystyngowane damy przyszły na spa, kąpały się piły wodę. Widać i one mają dosyć wszędobylskiego  kurzu, przyszły odświeżyć swoje futerka. Zwierzaki brodziły w wodzie zrobiłam im serię zdjęć. Na ostatnim zdjęciu wraz z łaniami udało mi się uchwycić  rodzinę gęsi (para dorosłych z trzema młodymi) taki bonus 😉 za noszenie ciężkich obiektywów.





bonusowe gęsi :-) 
A na koniec zdjęcie wykonane tytułowym obiektywem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz