Wraz
z córką oficjalnie rozpoczęłam wakacje. Przyjechałyśmy na Rancho późnym popołudniem,
więc na początek wyścigi z komarami (kto pierwszy w domu), trochę krzątaniny przy
rozpakowaniu bagażnika aż wreszcie późnym
wieczorem relaks z książką na sofie.
Kiedy
literki zaczęły robić się coraz mniejsze
i zamazane uznałam, iż czas iść spać. Zgasiłam światło w salonie i już miałam
iść do łazienki gdy kontem oka za oknem coś mi mignęło. Spojrzałam na zachodnią
stronę nieba a tam właśnie rozgrywa się przepiękny spektakl - obłoki srebrzyste w
całej okazałości. Zawsze chciałam je sfotografować, w mieście
takiej możliwości nie mam ze względu na smog
świetlny. Na wsi sprawa wygląda zupełnie
inaczej…….
Kiedy
na plan pierwszy wkraczają emocje związane z fotografowaniem zapominam o zmęczeniu. Senność która przed
chwilą zamazywała tekst w książce gdzieś
prysła. Pobiegłam po statyw i obiektyw szerokokątny. Chwilę później w koszulce
bez rękawków, nie zważając na krwiopijcze bestie latające na zewnątrz, narażając się na tysiące ukąszeń, pstrykałam
foty.
Rezultatem
jest kilka zdjęć wspomnianych obłoków srebrzystych - jakże magicznych wszakże by mogły one
powstać potrzebne są cząstki meteoroidów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz