poniedziałek, 12 września 2022

Siwe i białe czaple zagościły na stawach


Ostatnie dni wakacji spędziłam na Rancho z córką. Pan mąż wrócił do pracy, opowiadał o gorącu i prażącym słońcu. Tymczasem na wsi całkiem solidnie popadało a przez kolejne dni mgły i mżawka nie zachęcały do wypraw rowerowych. Jednak nie mogłam w domu wysiedzieć, zabrałam aparat i poszłam się szwendać po mokrym dżdżystym lesie.  

Nad stawami cisza, zapach deszczu, ptactwo przy brzegu nie zwracało na mnie uwagi a może po prostu nie spodziewało się, że jakiś człek może w taką pogodę nad stawy zawitać.

Tuż za trzcinami wypatrzyłam czaple siwe i białe. Nie przejmując się mgłą pstryknęłam parę fotek. Bardzo chciałam uwiecznić te ptaki, w poprzednich latach widywałam je tylko przelotem nad stawami.

Tego lata taka gradka – łowią sobie spokojnie rybki.



Zachęcona pozytywnym obrotem spraw, kolejnego dnia po południu znów wyruszyłam na foto-łowy.

Czaple siedziały na wyspie na dużym stawie, tak więc by przyjrzeć się im lepiej powędrowałam groblą w stronę drugiego stawu. Później przeszłam przez kanał po starym pniu drzewa służącym za mostek. Właściwie można by odtrąbić sukces. Zarośla mnie osłaniały byłam niewidoczna dla ptaków. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pobliżu starego pomostu i właśnie wtedy próbowałam skorzystać z deski łączącej mostek z ziemią. Mokra deska i gumiaki na moich nogach to musiało skończyć się w wiadomy sposób. Straciłam przyczepność i z impetem runęłam tylną częścią ciała w runo leśne. Tracąc równowagę przytonie uniosłam aparat w górę (tyłek z ziemią może się spotkać, aparat nie powinien). Aby nie spłoszyć ptactwa nawet nie pisnęłam, cisza a po chwil szum nad moją głową. Siedząc na mchu i paprociach spoglądam w górę a tu z drzewa obok mnie startuje orzeł. Tyle przyrody na raz – trudno to ogarnąć.  Orzeł poleciał a czaple się mną nie przejęły, pozwoliły się sfotografować, część obsiadła drzewa na wyspie a kilka sztuk brodziło blisko plaży szukając smacznych kąsków. Szczerze mówiąc takiej ilości tych ptaków na stawach jak dotąd nie widziałam. 




Tak cicho lądowałam w runie, iż nawet kaczek nie spłoszyłam :-)

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Poidełko

Druga połowa sierpnia powitała nas upałami, temperatura sięgała 34C. My  radziliśmy sobie uciekając przed skwarem do lasu na wycieczki rowerowe. Natomiast by ulżyć nieco małym ptaszkom, które na dobre zadomowiły się w krzakach przed tarasem, postawiłam poidełko. Maluchy od razu zrozumiały, że to dla nich. Pijąc wieczorną herbatę mogłam podziwiać pleszki siwe w kąpieli.



Jednak kilka dni temu aura zmieniła się jak za dotknięciem różdżki, przyszły burze i ulewy. Krajobraz zmienił barwy przybrał się w mgły i szarości – pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni i kończących się niebawem wakacji.





piątek, 5 sierpnia 2022

To tylko miłość.

 


W tym roku wakacje rozpoczęłam dopiero w drugiej połowie lipca. Kiedy dotarłam na Rancho wpierw starałam się nadrobić zaległości zarówno w ogrodzie jak i w słoikach czyniąc zapasy zimowe z tego co już dojrzało i czekać nie może. Dopiero kilka dni temu, kiedy najważniejsze sprawy ogarnęłam i odwiozłam córkę na obóz kondycyjny, do domu wrócił spokój. Późne popołudnia spędzam na tarasie leniwie  wygrzewając się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Czasem towarzyszy mi książka a czasem aparat fotograficzny, wsłuchuję się w odgłosy lasu i wsi.

Przedwczoraj w czasie takiego leniuchowania moją uwagę zwróciły hałasy dochodzące z lasu, łamane gałęzie, szum, jakieś burknięcia …. Wyobraźnia podsunęła mi obraz lochy z młodymi przedzierającej się przez las w stronę kukurydzianego pola. Przygotowałam aparat i czekałam. Po chwili ku mojemu zaskoczeniu z zagajnika wyskoczył koziołek a za nim sarenka. Jakoś mi to wszystko nie pasowało, wszakże sarenki zazwyczaj stąpają cicho i rozważnie.  Kilka minut później znów łamanie gałęzi i szum, koziołek wskoczył w gęstwinę rozległo się głośne charakterystyczne szczekania (acha przegania rywala). Okazało się, iż to nie stado dzików tylko sarnia miłość.






sobota, 23 kwietnia 2022

Zdjęcie roku ! Orzeł Bielik - ufocony !

 Kiedy przyjechaliśmy na święta na Rancho przywitała nas prawdziwa wiosna.  Termometr pierwszy raz w tym roku wskazywał ponad 20 C. Zgodnie zadecydowaliśmy, iż w tak piękny dzień po prostu musimy nacieszyć się aurą. Obiad jedliśmy na tarasie a później jak leniwe kocury wyciągnęliśmy się na leżakach by chłonąć każdy promień słońca. Dopiero późnym popołudniem gdy słońce zaczęło zbliżać się do horyzontu wyciągnęłam Pana Męża na saper nad stawy. Zabrałam z sobą na wszelki wypadek aparat z teleobiektywem, na zbyt wiele nie liczyłam. Nad stawami spokojnie, klimatycznie dla Męża chyba nawet nieco nudnie gdyż po chwili wpatrywania się w taflę wody zajął miejsce na ławeczce pod chatką Stawowego.  Tymczasem ja oparłam się o dęba rosnącego nad brzegiem i patrzyłam na kaczki pływające przy sitowiu, czekając na jakiś zwrot a raczej rozwój akcji. W pewnym momencie ptactwo zerwało się z krzykiem. Pomyślałam, że może ktoś idzie groblą i wypłoszył kaczki, jednak za wyspy poniżej linii drzew wyłonił się wielki Bielik. W takiej właśnie perspektywie można dopiero dostrzec majestatyczność i wielkość tego ptaka. Uciekające przed nim kaczki wyglądały jak małe pchełki. Orzeł wykonał kilka zwrotów próbował coś upolować, po chwili odleciał w kierunku swojego gniazda. Pięć minut później nad moją głową krążyły już trzy orły. Wyglądało na to, że stara para próbuje przekonać swojego potomka by się usamodzielnił i zrobił miejsce w gnieździe dla nowego pokolenia. Krótko mówiąc pogonili młodego. Oglądałam to wszystko z zapartym tchem. Orły z zasady bardzo płochliwe do tego obdarzone doskonałym wzrokiem nigdy nie podlatują tak blisko do ludzi. Tym razem albo ja tak dobrze wkomponowałam się w drzewo albo były naprawdę zdesperowane by pogonić młodzieńca gdyż krążyły  kilka metrów ode mnie.


Tak pstryknęłam kilka fotek w tym to powyżej, które uważam za całkiem fajne ujęcie.

Z jednej strony cieszyłam się z zdjęć ale z drugiej nieco smuciłam gdyż mój prawie nowy aparat zaczął grymasić, a kilka dni później całkowicie odmówił posłuszeństwa. Tak więc zrobiłam zdjęcie roku, co dalej z moim kompanem nie wiem …. trafił do serwisu. Mam nadzieję, że go uzdrowią.




 

wtorek, 29 marca 2022

Zmiany, zmiany …. idzie nowe.



Idzie nowe ….  nie myślę tu o nowym polskim nie-ładzie ale o zmianach  na naszej wsi. Wydawać by się mogło, że przysiółek do którego wiedzie nieco wyboista gruntowa droga, usytuowany z dala od cywilizacji nie posiadający atrakcji turystycznych skazany jest na śmierć. Nic bardziej mylnego bowiem są ludzie którzy w tym odludziu widzą piękno i potencjał. Kupując tam ziemię usłyszałam, że to miejsce  wyjątkowe, zamieszkałe przez ludzi z różnych części Polski – uznałam to za chwyt reklamowy.  Okazało się, iż faktycznie na pięć domów tylko dwa są w posiadaniu tubylców, pozostałe mają właścicieli z Dolnego oraz Górnego Śląska, tak więc dołączyłam do tego zacnego grona dodając kolejny region Mazowsze i budując szósty dom.  Przez dziesięć ostatnich lat nic specjalnego na naszej wsi się nie działo, aż do zeszłego roku. Mój sąsiad starszy Pan, właściciel starego poniemieckiego budynku postanowił sprzedać swoją posiadłość. Jego dom był  mocno nadgryziony zębem czasu i nie zamieszkały od wielu lat, sąsiad przejeżdżał na swoją posesję głównie by uprawiać ogródek a czasem aby odpocząć w ciszy.  

Przez całe zeszłoroczne lato dom stał a sąsiad nadal zaglądał na ogród by zebrać plony. Zaczęłam podejrzewać, że skoro nic się nie dzieje to może dom kupili handlarze, którzy za parę miesięcy sprzedadzą go ponownie z zyskiem. Jednak dwa tygodnie temu gdy przyjechaliśmy na Rancho by poczynić pierwsze przygotowania do wiosny, naszym oczom ukazał się taki oto widok:

Zaczęło się coś dziać! Stare odchodzi idzie nowe. 




Choć musze przyznać, iż będę tęsknić za tym starym domem porośniętym winoroślą był sielski, romantyczny idealnie wpasowywał się w krajobraz.

Ciekawa jestem jacy będą nasi nowi sąsiedzi ale skoro wybrali na swoje miejsce na ziemi takie odludzie zapewne też będą z entuzjazmem podchodzić do okolicznej przyrody 😊


 

niedziela, 6 lutego 2022

Ten moment, suplementacja zieleni.


Właśnie znalazłam się w takim momencie życia kiedy wyczekuję pierwszych zwiastunów wiosny, świergotu ptaków, słońca oraz błękitu na niebie. Niestety rzeczywistość jest brutalnie szara, wilgotna, zimna.  Zazwyczaj to moja dusza wpada w taki dziwny stan w lutym, jednak tym razem tęsknota za latem dopadła Pana Męża, zaczął opowiadać o zapachu pól, lesie, trawach…. Moja wyobraźnia podchwyciła ten klimat przenosząc mnie na taras gdzie popijając o poranku kawę przyglądam się połyskującym w słońcu kroplom rosy na trawie…. bose stopy, spokój, odgłosy ptactwa………..

Po takiej wizualizacji nie pozostało mi nic innego jak wprowadzić w życie suplementację zieleni. Usiadłszy przed laptopem zaczęłam przeglądać zdjęcia z lata by znaleźć jak najbardziej zielone, letnie, energetyczne następnie przerobić je na laptopową tapetę a przy tym pokolorować rzeczywistość.  

Pomyślałam zrobię dobry uczynek i zazielenię też blog, może gdzieś, ktoś też tęskni za latem!






poniedziałek, 17 stycznia 2022

Długa zima ……

Odnoszę wrażenie, że tegoroczna zima ciągnie się w nieskończoność.  Tuż po Sylwestrze pojechaliśmy na wieś. Las jak to o tej porze roku cichy, szary, zastygły w bezruchu. Ogród też jakiś taki nijaki, jedynym kolorowym akcentem były gile, które liczną gromadą odwiedziły nasze obejście, wprowadzając nieco pozytywnej energii. Wyjeżdżając pożegnałam wieś bez większego żalu.


Tydzień później kolejny przyjazd - nieplanowany. Córka dostała powołanie do Kadry Narodowej i właśnie miała stawić się na pierwsze zgrupowanie we Wrocławiu – trzeba było ją zawieźć. Postanowiłam, że skoro już mam przejechać tyle kilometrów to podzielę tę podróż i prześpimy się na wsi. To był dobry pomysł, nareszcie zobaczyłam nieco słońca, pospacerowałam po lesie i dopatrzyłam się pierwszych zwiastunów wiosny. Pojawiły się nasze lokalne żurawie, mniejszy staw powoli wypełnia się wodą i …. spotkałam Stawowych (to jest ewidentny symptom zbliżającej się wiosny). Państwo Stawowi też już mają dość zimy, wybrali się na rekonesans po naszym małym przysiółku i lesie. Zatrzymali się przed bramą, chwilę porozmawialiśmy i umówiliśmy się na spotkanie nad stawem. Zmobilizowałam rodzinę, szybkim krokiem udaliśmy się w umówione miejsce. Było miło, sympatycznie, pogaduchy o  domu, dzieciach, żarty i mnóstwo śmiechu.  Te nasze spotkania wyglądają czasem jak spotkania traperski rodzin na dalekiej północy. Nie widzimy się przez kilka zimowych miesięcy by wreszcie spotkać się wczesną wiosną gdy topnieją lody 😊

Wspominając minione lato  obiecałam Państwu Stawowym wstawienie filmu nakręconego z drona przez syna, co też z dumą czynię poniżej. Zapraszam do obejrzenia.