sobota, 29 lutego 2020

Baśka









 Rok temu jesienią pojawiała się w naszym ogrodzie wiewiórka. Otrzymała tradycyjne imię Baśka. Pan Mąż postanowił o nią zadbać, co kilka dni wynosił jej parę orzeszków. Baśka je chowała w zakamarkach ogrodu a my z wielką radością przyglądaliśmy się poczynaniom sprytnego zwierzaczka. 





Przyszła zima wiewiórka zapadła w sen, a z nią i ogród.
Minęło kilka miesięcy ociepliło się, trawa buchnęła soczysta zielenią, Baśka wróciła. Widywałam ją przy ogrodowym poidełku a czasem na brzozie koło tarasu gdy z zainteresowaniem mi się przyglądała. Można powiedzieć, że nawiązała się między nami nić przyjaźni, co dzień dolewałam jej świeżej wody a Ona na tyle się oswoiła iż zaczęła wbiegać na taras.  
Jednak pewne wydarzenie pozostawiło rysę na naszej przyjaźni. A było to tak: pewnego wiosennego popołudnia Pan Mąż wjechał do ogrodu kosiarką. Kosiarka furgotała równomiernie a ja na tarasie popijałam popołudniową kawę i czytałam, mówiąc krótko błogie lenistwo. Nagle kosiarka cichnie a do mych uszu dobiega wołanie męża „ Kochanie chcesz zobaczyć czereśnie to choć i się napatrz się bo później nie będziesz miała szansy” 
Zastanawiałam się o co Panu Mężowi chodzi przecież za wcześnie na czereśnie, jeszcze nie dojrzały. Dojrzałe to i owszem lubią znikać w dziobie dzięcioła.   
Podeszłam pod drzewo, co widzę nasza Baśka wyjada owoce. Pan Mąż pewnie by jej nie wypatrzył ale dostał pestką w głowę kiedy kosił trawę pod drzewem. Baśka chyba się zorientowała, iż popełniła wielkie faux pas. Weszła na nieco wyższą gałąź, schowała się za kępką liści. Długo tak nie wytrzymała, wisząca obok czereśnia kusiła. Ruda nie odrywając ode mnie wzroku  bardzo powolutku wyciągnęła łapkę po owoc a kiedy już go chwyciła szybko zdobycz wepchnęła do pyszczka.  
W tenże sposób mały złodziejaszek opędzlował całe drzewo.





Jak będzie w tym roku, czy uda mi się skosztować czereśni zobaczymy.

niedziela, 23 lutego 2020

Powrót po latach


Parę lat temu porzuciłam pisanie bloga. Na ten stan rzeczy złożyły się różne wydarzenia i wyzwania, zakrzywiające moją czasoprzestrzeń do „niedoczasu”, a to zaś zmusiło mnie do odłożenia bloga na półkę „później”.
Czy tęskniłam? Owszem tak, bowiem pisanie to swego rodzaju gimnastyka dla umysłu ale też moment kiedy można oderwać się od codziennego pędu, spojrzeć na otoczenie z dystansem i docenić to co najważniejsze.
   Blog to również zdjęcia. Jestem entuzjastką fotografii, amatorką która po prostu lubi pstryknąć fotkę. Czasem wychodzi z tego coś fajnego a czasem kompletna klapa.  Ostatnimi czasy częściej wychodziło to drugie, co mnie bardzo zniechęcało. Wysłużony aparat coraz częściej się buntował, odmawiał współpracy. Darzyłam go wielką miłością, nie chciałam weterana a zarazem współtowarzysza przygód wymieniać na nowszy model. Jednak nasz ostatni wyjazd na wieś przepełnił czarę goryczy, kilkukrotne resetowanie w czasie prób fotografowania oraz niedziałające kółko nastaw znacznie ochłodziło moje uczucia i przyśpieszyło decyzję by poszukać następcy. 

  
Wracając do tematu wsi, powinnam nadmienić, iż czuć tam już wyraźny powiew wiosny. W ogródku zakwitł pigwowiec, słyszałam śpiew skowronka, las budzi się z zimowego snu, a napełnione wodą stawy przyciągają ptactwo oraz niespokojne dusze spragnione ciepłych promieni słońca.
Tak, tak spotkałam Stawowego z Małżonką . Pozdrawiam serdecznie, miło było pogawędzić 😊