Azjaci
rozpoczęli Nowy Rok 25-go stycznia – według
Chińskiego horoskopu Rok Szczura. My świętowaliśmy tradycyjnie 1 stycznia i jak podejrzewam mamy Rok Komara.
Tegoroczne
lato jest typowo polskie: nie za gorące, nieco deszczowe, trochę burzowe
ogólnie takie jak lato powinno być więc narzekać nie powinnam. Jest jedno małe „bzyczące”
ale, które namnożyło się do rozmiaru plagi, skutecznie utrudniającej życie. Komary
opanowały okolice aby cokolwiek zrobić na zewnątrz domu trzeba (mimo ciepła) stosownie
się ubrać lub poczekać na wiatr, który rozgoni owady. Nie ma mowy o wieczornym
siedzeniu na tarasie i podziwianiu zachodów słońca ☹.
Można
za to (pod warunkiem że się człowiek nie zatrzymuje) jeździć na wycieczki rowerowe.
Wczoraj
namówiłam córkę na dłuższy wypad kilka wiosek dalej by odwiedzić rodzinę.
Przejażdżka była udana, pogoda dopisała, komary nas nie dogoniły mimo jazdy
przez lasy i pola. Jednak na powrocie zauważyłam
na koszulce i rękach jakieś takie maleńkie czarne robaczki, pedałując nie zwracałam
na nie specjalnej uwagi. W domu kurz i robaczki spłukałam z siebie prysznicem.
Koszmar
rozpoczął się następnego dnia. O 5 rano obudziło mnie straszliwe swędzenie
wpierw ręki potem nogi, oprzytomniałam i pokojarzyłam fakty - te robaczki które
przykleiły się do mnie w czasie jazdy. Na ugryzienia meszek reaguję opuchlizną.
Przypomniawszy sobie ilość czarnego paskudztwa wystraszyłam się, że mogę tego ataku
nie przeżyć, pobiegłam po ziołowy specyfik na takie właśnie okazje…… Nie spuchłam ale cały dzień spędziłam w domu liżąc
rany a dokładniej smarując wyskakujące, swędzące
bąble (a mam ich sporo).
Co
mnie pogryzło nie mam pojęcia. Córka też
była oblepiona czarnymi robaczkami a nie
odniosła uszczerbku na zdrowiu.
Aby nie kończyć posta marudzeniem wstawiam zdjęcia okolicy zrobione tego pięknego polskiego lata .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz