środa, 20 stycznia 2021

Zimowy incydent.

 Po wielu dniach szarości nareszcie się zabieliło a do tego chwycił mróz. Wraz z spadkiem temperatury ptactwo zwiększyło częstotliwość zaglądania do karmnika. Sikorki upodobały sobie karmniko-tubę zawieszoną na jarzębinie. Opróżniały ją w zawrotnym tempie. Dzięcioł przylatywał na kulkę zawieszoną za kuchennym oknem. Przy -15 C zupełnie mu nie przeszkadzało, iż kręcę się po kuchni….. Natomiast rudziki buszowały po pnączu na ścianie domu w poszukiwaniu zasuszonych owoców dzikiego wina.


Dziś niestety przyszła odwilż, topniejący śnieg pokrył drogi i chodniki błotnistą mazią. Krajobraz ponownie stał się monochromatyczny. Mam nadzieję, iż zima tak łatwo się nie podda i jeszcze nas odwiedzi.

niedziela, 3 stycznia 2021

Święta trochę inne niż zwykle.

 

Tak te święta były nieco inne, nie było zbyt wielu spotkań rodzinnych, właściwie to spędziliśmy cały wolny czas na wsi rozkoszując się ciszą i lasem. Te święta, bynajmniej w moim mniemaniu były doskonałe  i do tego  pełne spotkań z przyrodą ! 

Na początku naszego pobytu, rano usłyszałam klangor żurawi, wydawało mi się, że jeszcze śnię bo skąd taki hałas w środku zimy, zignorowałam ptaki a może senne mary, przytuliłam się do ciepłej podusi…..  Klangor dał o sobie znać ponownie tuż po zachodzie słońca, podeszłam do okna sprawdzić czy to przelatują nasze znajome pary. Tymczasem nad lasem w kierunku stawów leciało ogromne stado składające się z ponad 150 szt.   Widać na południowe niziny przybyły żurawie z północy by przezimować. Goście  podobnie jak tubylcze sztuki wyznaczały rytm dnia. Rano leciały z wielkim hałasem w  kierunku łąk i pól zaś wieczorem wracały by ułożyć się do snu w trzcinach nad stawami. Za każdym razem obierały sobie nasz dom za główny punkt nawigacyjny, widywałam je regularnie.

Miałam ochotę upolować to ogromne stado swoim aparatem. Jednak  nie było to takie proste. Żurawie to bardzo płochliwe ptaki, czatowanie na nie w szuwarach w temperaturze ujemnej odpadało (tym razem nie spakowałam ocieplanych spodni). Ponadto pogoda nie sprzyjała , gdyż szwendające się po polach mgły utrudniały widoczność .

Jednak pewnego dnia za chmur wyszło słońce, wiatr rozwiał mgły  a my  korzystając z sprzyjającej aury wyszliśmy na podwórko oporządzić obejście.  Pan mąż zabrał się za przycinanie krzewów i  drzew. Nieco pomagałam w tych pracach choć raczej pilnowałam Pana Męża by nie zamienił mej ulubionej śliwy w bonsai. Gdzieś pomiędzy cieciem jabłonki i śliwy usłyszałam znajomy klangor. Tym razem stado przemieszczało się w kierunku pastwiska tuż za naszym polem. Pojawiła się szansa na zdjęcia. Co prawda o podejściu do ptaków nie było mowy ale na skraju pola stała mała nowa ambonka …..

Porzuciłam nadzór na cięciem, zapięłam teleobiektyw i szybkim krokiem ruszyłam na spotkanie z naturą.  Na otwartej przestrzeni poczułam, iż wiatr który rozwiał mgły jest zimny a raczej lodowaty a do tego dość silny. Dzielnie dotarłam do granicy pola i … wówczas spostrzegłam, iż mała ambonka wcale nie jest mała, jest zupełnie normalną solidną wysoką amboną.  Pokonując wewnętrzne opory i strachy wspięłam się po drabinie. Na górze czekało na mnie siedzisko z deski, ażurowe ściany oraz podłoga …. lepiej w dół nie patrzeć.  Skupiłam się na zdjęciach, dopiero gdy zaczęłam tracić czucie w zmarzniętych dłoniach postanowiłam wrócić.  Spojrzałam na drabinę i ….. (zawsze lepiej wchodzić niż schodzić) już miałam zadzwonić do P.Męża by przyszedł  uratować mnie z pułapki lecz na szczęście resztki honoru się odezwały. Powolutku nie patrząc w dół kurczowo łapiąc się szczebelków zmarzniętymi rękami zlazłam.  Zawsze mnie gdzieś poniesie a potem żałuje ……. (na szczęście niezbyt długo).

Następnego dnia o poranku kolejna sesja fotograficzna, zachciało mi się uwiecznić piękną szadź która ubieliła wszystko w koło. Zawędrowałam nad stawy w poszukiwaniu ciekawych widoków i wówczas na mniejszym stawie na samym środku dostrzegłam  hordę ptaków, zresztą one też mnie dostrzegły i od razu poderwały się do lotu . Hałastra przeleciała  nade mną ich  odgłosy odbijały się echem dając niesamowity efekt akustyczny. Ze względu na mgłę zdjęcia zbyt ciekawe nie wyszły ale to spotkanie na długo zostanie w mej pamięci ….. niesamowite.

Żurawie o poranku na tle zachodzącego księżyca. 

Pasionko na pastwisku.

Wieczorny powrót na sitowia.

Miejsce odpoczynku na mniejszym stawie .





Kiedy wracałam z porannej wyprawy, słońce w końcu przedarło się przez chmury przegoniło szarość i nadało otoczeniu nieco kolorytu.