Druga połowa sierpnia – moja ulubiona część wakacji, upały już
nie są tak dokuczliwe, zresztą tak samo jak robactwo w lesie (jest, ale w akceptowalnej
ilości). Siedzę na tarasie od strony lasu wiatr przynosi
aromat żywicy sosnowej a od drogi dobiegają odgłosy wsi. Sąsiedzi wsparci o
płoty, dość głośno wymieniają się nowinami. Ta sielska atmosfera sprowokowała
mnie do napisania kilku słów o wydarzeniach sprzed paru dni.
Trzy dni temu namówiłam córkę na wycieczkę rowerową do lasu. Z
tym namawianiem musiałam się nagimnastykować bowiem córka jest typowym molem książkowym,
ceni sobie dobrą literaturę oraz wygodny fotel a na myśl o poceniu się na rowerze
wzdryga się z obrzydzeniem. Ma jednak też cechę „badacza naukowca” jak natknie się
na coś interesującego daje się bez reszty porwać przygodzie. Tak właśnie było
tym razem: „OK, pojadę ale tylko kawałek ….”
Nosiłyśmy się z zamiarem odwiedzenia Stawowego. Dojechałyśmy
do jego domku – niestety nikogo nie zastałyśmy. Chwilę pokręciłyśmy się nad
jeziorkiem by następnie ruszyć na przejażdżkę wzdłuż grobli. W dalszej części grobla
jest mało uczęszczana, droga piaszczysta i zryta przez dziki, miałyśmy już zawracać
gdy usłyszałyśmy dziwne chlapanie, ciamkanie, mlaskanie. Zeszłyśmy z rowerów by
po cichu podejść do miejsca z którego dochodziły dźwięki.
W
jednym z zaułków jakie tworzy kanał wytworzyło się bajorko całkowicie pokryte
rzęsą wodną, w tym właśnie bajorku rodzina łabędzi urządziła sobie obiad. Łabędzie wyglądały jak odkurzacze, ich płasko
położone na wodzie dzioby wsysały zielone rośliny z powierzchni, chlipiąc i
mlaskając. Z ukrycia obserwowałyśmy ptaki, zrobiłam kilka
zdjęć.
Martynę pochłonęły przyrodnicze obserwacje zapragnęła więcej, więc pojechałyśmy dalej nad śluzę. Nad śluza wystarczy przejść po drewnianej kładce aby znaleźć się na cyplu, z którego rozciąga się piękny widok na staw. Tam też czekały na nas niespodzianki w postaci czapli czyhających na przekąskę .
Tak oto nasza półgodzinna przejażdżka przerodziła się w kilku godzinną wyprawę przyrodoznawczą J