W
czasie przedłużonego weekendu zawitała do nas prawdziwa zima, temperatura nad
ranem spadała do -23 C a w dzień oscylowała w granicach -11 -14 .
Nieco
martwiłam się o Maxa, zapraszałam go do piwnicy by się ogrzał, ale on z gościny
nie chciał skorzystać. W ciągu dnia radośnie brykał po śniegu i zapraszał mnie
na długie spacery. A gdy tylko słońce zachodziło wskakiwał do swojej budy. Buda
ocieplona do tego wyłożona słomą przywiezioną z Rancha, wyposażona w zasłonki z foli chłodniczej zainstalowane w wejściu.
Maxowi chyba jednak było za ciepło gdyż połowę zasłonek już zgryzł.
Obecnie
mamy małą odwilż. Od czasu do czasu popaduje śnieg. Acha mamy też w naszym „prawie
mieście” inwazje dzików. Kilka dni temu zryły nieco moje ulubione miejsce parkingowe
pod Tulipanowcem. Wczoraj widziałam radosną rodzinkę dzikich świnek buszującą
koło tarasu…. pogoniłam je (nie będą mi trawnika demolować !)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz