Z najdalszych zakamarków
szuflady wyciągnęłam dziś stary szerokokątny obiektyw sigmy. Lubię go bardzo, nie umiem wytłumaczyć
jego fenomenu po prostu robi piękne pejzaże jakby je malował.
Tak więc podczepiłam go pod
aparat i zarządziłam wymarsz do lasu. Jednak zanim zamknęłam dom przezornie
wróciłam się jeszcze po teleobiektyw (zazwyczaj kiedy go zostawiam w domu nadarzają
się ciekawe ujęcia przyrodnicze).
Córka widząc mnie z jednym
obiektywem na szyi a drugim w kieszeni, uniosła z pobłażaniem brew mamrocząc pod nosem, że to miał być szybki
spacer, odburknęłam iż noszę te ciężkie rupiecie dla sportu by być bardziej fit.
Ruszyłyśmy na rundkę wokół
stawów. Po dotarciu do mniejszego stawu zaproponowałam by podejść pod chatkę
stawowego. Dziś niedziela więc może się spotkamy. Faktycznie spotkaliśmy się i tradycyjnie zaczęliśmy nasze pogaduchy. W
pewnym momencie Pani Stawowa woła: o patrzcie na drugim brzegu jelenie …! Cóż
ja coś tam widziałam ale nie byłam przekonana co tak naprawdę widzę. Szybko
zmieniłam obiektywy, podpięłam lunetę i ….. o matko ! uzbrojone oko dojrzało łanie.
Piękne dystyngowane damy przyszły na spa,
kąpały się piły wodę. Widać i one mają dosyć wszędobylskiego kurzu, przyszły odświeżyć swoje futerka.
Zwierzaki brodziły w wodzie zrobiłam im serię zdjęć. Na ostatnim zdjęciu wraz z
łaniami udało mi się uchwycić rodzinę gęsi
(para dorosłych z trzema młodymi) taki bonus 😉 za noszenie ciężkich obiektywów.
bonusowe gęsi :-)
A na koniec zdjęcie wykonane tytułowym obiektywem.