czwartek, 24 lipca 2014

Dziad - średniowiecze na wsi czyli gusła i zabobony.



Około jesieni Michał przechadzał się po okolicznych polach. Gdzieś na rozstaju dróg pod starą wierzbą znalazł figurkę – drewnianego dziada. Przywlókł dziada do domu, obejrzałam go wnikliwie i stwierdziłam, iż mógłby być strażnikiem domu. Pan mąż również go obejrzał i orzekł że dziad mu się nie podoba bo mu źle z oczu patrzy, a w ogóle to dziwne iż tak siedział pod wierzbą, to pewnie jakieś ludowe gusła i zabobony, lepiej zanieść go z powrotem.

Nie dałam za wygraną postanowiłam: dziad zostaje, wyczyściłam go nieco i posadziłam w drewutni.

Minął miesiąc znów przyjechaliśmy na rancho. Michał poszedł na poddasze po skrzynkę z narzędziami po chwili słyszę: Mamo światło samo gaśnie ! Coś się tu dziwnego dzieje !

Pan Mąż wytłumaczył: to sprawka dziada a Wy nie chcecie wierzyć teraz to się dopiero zacznie......

Zignorowałam te męskie dywagacje. Następnego dnia wybrałam się na poddasze powiesić pranie, jakież było moje zdziwienie kiedy włączyłam światło na poddaszu a zapaliło się w kantorku – rupieciarni – magia czy co ? Od razu przypomniałam sobie o dziadzie w drewutni. Klikałam różne przełączniki, wszystko zaprzeczało jakimkolwiek regułom. Zapalałam światło w kantorku zapalało się na poddaszu, zapalałam na poddaszu włączało się też na schodach. Jak dla mnie czysta magia. Pan mąż próbował problem rozwiązać ale bezskutecznie. Po miesiącu znów zawitaliśmy na rancho tym razem na pomoc wezwaliśmy elektryka, który robił instalacje w domu. Pan elektryk porozkręcał wszystkie przełączniki chodził od jednego do drugiego z miernikiem a światło robiło co chciało. Przez mą głowę przemknęła myśl -dziad! Po godzinie Pan elektryk rozwiązał problem. Winowajcą zaistniałej sytuacji okazał się luźny przewód w rozdzielni. Po jego dokręceniu wszystko wróciło do normy. Uff ….



Nadeszły letnie wakacje przyjechałam na rancho a latem wiadomo bywają upały ale i ulewy.

Nadeszła pora deszczowa przez kilka dni padało a nawet lało. Tym razem na poddaszu zaobserwowałam małą mokrą plamkę. Z godziny na godzinę plamka się powiększała i przybrała wielkość solidnej plamy a następnie zacieku, który ze skosu przewędrował na ścianę pianową. Jak tak dalej pójdzie rano spotkam się z tym zaciekiem w mojej sypialni piętro niżej. Pełna pesymistycznych myśli zastanawiałam się jak to możliwe dopiero co Pan Mąż robił przegląd dachu uzupełniał uszczelnienia przy kominach wymienił uszkodzony przez wichurę gont.... czyżby jakaś klątwa, czy faktycznie powinnam tego dziada zanieść z powrotem na pole pod wierzbę..... ? Zadzwoniłam po ekipę dekarzy, mieli przyjechać następnego dnia z rana. Minęło rano, minęło południe dekarzy brak – to już na pewno klątwa. Zapakowałam Martynę do samochodu i pojechałam po mleko do gospodarzy za las. Korzystając z okazji iż zostałam sama z gospodynią (Martyna poszła krowy doić) postanowiłam tak na wszelki wypadek zagadkę dziada rozwikłać, opowiedziałam o figurce i zapytałam czy ktoś na wsi jakiś guseł przypadkiem nie uprawiał. Gospodyni na to, że skądże znowu ale kiedyś stare ludzie jak tu przyjechali to by pole im dobrze rodziło i plony były, na granicy swego pola zakopywali figurki dziada albo Matki Boskiej, a skoro ten dziad do mnie trafił to znaczy że On mnie wybrał bo już w ziemi nie chce siedzieć i teraz będzie mojego dobytku pilnować i to wszystko to na szczęście.

Wróciłam do domu koło wejścia siedzi dziad spojrzałam mu w oczy i warknęłam: „ miałeś domu mi pilnować a Ty co ?” Weszłam do domu trzaskając drzwiami i wtedy zadzwonił telefon – dekarze przepraszali że tak późno ale za godzinę będą :-)

Dojechali obejrzeli dach, znaleźli dziurę (wielkości śliwki) w goncie i papie aż do desek. Diagnoza: taka dziura mogła powstać tylko przez uderzenie czegoś ciężkiego. Wpierw podejrzewałam myśliwych pewnie z ambonki strzelali, nie wycelowali, no tak ale po strzale to chyba i deski były by uszkodzone na dachu. Mój ojciec wysnuł teorię spadającego meteorytu – podobno takie rzeczy się zdarzają.... ja to mam farta.....



Bądź co bądź dach został naprawiony, poddasze wyschło w czasie upałów a dziad siedzi przed drzwiami i domostwa pilnuje! 

Dla informacji : na co dzień przesądna nie jestem, jak kot przez drogę mi przebiegnie przez lewę ramie nie pluję ;-)

3 komentarze:

  1. Ja tam tez przesądna nie jestem, ale z Dziadem lepiej w zgodzie żyć. Jak to mówią - "strzezonego Pan Bóg strzeże...":-)))
    Pozdrówki
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziadem żyję w zgodzie. Zresztą to chyba dzięki niemu nasze poletko tak obrodziło że ziemniaków i cebuli do końca wakacji nie przejemy ;-)
      Pozdrawiam również.

      Usuń
  2. wspaniała opowieść! iście krzywiczyńskie klimaty ;) pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń