niedziela, 29 czerwca 2014

Wakacje !

Nadeszła najbardziej oczekiwana pora roku szkolnego -wakacje !
Michał wczesnym świtem wyruszył w daleki świat zdobywać wiedzę i doświadczenia zawodowe a może bardziej doświadczenia życiowe ;-) Z synem przez miesiąc będę się kontaktować przez internet w realu zobaczymy się dopiero w sierpniu,  pewnie będę trochę tęsknić.....
Martyna natomiast, rozpoczęła wakacje solidnym katarem dlatego jak na razie nie ma nawet siły pytać: kiedy jedziemy na wieś?
Jeszcze parę tylko dni, jeszcze tylko dwa segregatorki uzupełnię ..... pakujemy manatki i witaj przygodo !
Ciekawa jestem jak na rancho wygląda, pewnie kukurydza za płotem podrosła, ostatnim razem nie była zbyt wysoka mogłam na polu wypatrzeć gości :-)





Mamusia z maleństwem .

sobota, 21 czerwca 2014

Pierwszy dzień lata

Dziś oficjalnie rozpoczęło się lato, jednak nie odczuwam tego specjalnie. Nad naszymi głowami co rusz przetaczają się ciemne chmurzyska z których ostro popaduje a temperatura raczej wczesnowiosenna niż letnia.
Koty pozwijały się w kulki i śpią (biorą pogodę na przeczekanie)
Noce zimne i.....
właśnie będąc przy nocach, z powodu chłodów w ogóle nie słychać świerszczy pojawił się natomiast nowy dźwięk, który od kilku dni wyrywa mnie ze snu. Dźwięk wydaje z siebie jakieś zwierze to pewne ale jakie, tego nie wiem. Jakby kwakanie połączone z kumkaniem umiejscowione jest w koronach brzóz rosnących przed naszą sypialnią. Jest też na tyle głośne i namolne, iż dwie noce temu nie wytrzymałam chwyciłam latarkę i wyszłam na taras sprawdzić co tak niemiłosiernie drze dziób. Niestety złoczyńcy nie wypatrzyłam. Oczami wyobraźni widziałam chichrającą się ze mnie kaczkożabę.



Podczas ostatniego pobytu na wsi wydawało mi się że i tam  świerszcze przycichły. Jednakże w przypadku wsi to wina nie tyle zimnych nocy a raczej nalotów szpaków, które rano czyszczą trawę przed domem z wszelkich robaczków i świerszczy.







A na koniec zdjęcie wspomnianej wcześniej idealnej kociej kuli znalezionej pod krzakiem jaśminu :-)
 

środa, 11 czerwca 2014

Być albo nie być - chaos w cyberprzestrzeni

Stwierdzenie "jak nie ma Cię na fejsie to nie istniejesz" jest mi znane od dawna. Nie popieram obnażania swojej prywatności na stronach typu fb czy nasza klasa nie robię zdjęć z słodkim dzióbkiem, konta fb używam głównie do komunikacji z synem.  Właściwie mogłabym bez tych wynalazków żyć,  podobnie było z blogiem wpierw kierowany był do wąskiej grupy znajomych. Aby każdemu z osobna nie opowiadać o budowlanych perypetiach zaczęłam pisać blogowy dziennik budowy i tak to trwało przez trzy lata. Nie-wiedzieć kiedy czytelników zaczęło przybywać, budowa się skończyła a dziennik budowy zmienił się w dziennik pokładowy i zaczął opowiadać o życiu na głębokiej wsi w trybie weekendowym bowiem od Pn do Pt prowadzę miejski tryb życia. Czasami ze względu na pospolite lenistwo i permanentny brak weny czy pobudki osobiste, mam ochotę bloga zamknąć i wykasować.  Taki stan naszedł mnie dwa tygodnie temu. W unicestwieniu własnej osoby w wirtualnym świecie przeszkodził mi wyjazd na rancho. Jak już na rancho pojechałam zrobiłam kilka ciekawych zdjęć a zdjęcia trzeba by wrzucić na bloga...... 
Jednakże głównym przyczynkiem ratującym bloga było przypadkowe spotkanie w lesie. 
Popołudniem  wybraliśmy się na rodzinny leniwy spacer nad stawy. Nad wodą cisza, spokój , ...kaczki. Przeszliśmy nad śluzę i wtedy z jednej z dróżek wyjechał cyklista. Zatrzymał się koło nas i zagaił : Dzień dobry, Pani chyba bloga pisze..... Tak zaczęła się rozmowa i tak dzięki blogowi poznałam kolejną osobę z pasją i zamiłowaniem do lokalnej przyrody i w tymże miejscu przekazuję pozdrowienia dla P. Andrzeja :-)

Decyzja - blog pozostaje, ale to nie koniec opowieści. Po powrocie do miejskiego trybu korzystając z przyzwoitego internetu chciałam wrzucić nowe zdjęcia. Jakież było moje zdziwienie gdy zajrzałam na bloga.... okazało się, że wpisy owszem są ale gdzieś zaginęły wszystkie zdjęcia dołączane do postów. Jak to się stało, że z zablokowanego albumu na picasa web albumu zginęło ponad 350 zdjęć nie mam pojęcia pozostały tylko te z ostatniego wpisu.  Obrabianie i wklejanie na nowo zdjęć do bloga którego piszę od 2009 roku nie wchodziło w rachubę. Cóż było robić sporą część postów wykasowałam. Zostawiłam to co moim zdaniem najciekawsze i w miarę możliwości uzupełniłam zdjęciami.
Niezbadana i do końca nieprzewidywalna jest cyberprzestrzeń!




Właściwie wpis miał być poświęcony lisowi, który pojawił się na naszym polu. Zwierz tak był zajęty polowaniem na śniadanie, że zauważył iż go fotografuję dopiero gdy podeszłam  do niego na odległość 40m.