Jednakże głównym przyczynkiem ratującym bloga było przypadkowe spotkanie w lesie.
Popołudniem wybraliśmy się na rodzinny leniwy spacer nad stawy. Nad wodą cisza, spokój , ...kaczki. Przeszliśmy nad śluzę i wtedy z jednej z dróżek wyjechał cyklista. Zatrzymał się koło nas i zagaił : Dzień dobry, Pani chyba bloga pisze..... Tak zaczęła się rozmowa i tak dzięki blogowi poznałam kolejną osobę z pasją i zamiłowaniem do lokalnej przyrody i w tymże miejscu przekazuję pozdrowienia dla P. Andrzeja :-)
Decyzja - blog pozostaje, ale to nie koniec opowieści. Po powrocie do miejskiego trybu korzystając z przyzwoitego internetu chciałam wrzucić nowe zdjęcia. Jakież było moje zdziwienie gdy zajrzałam na bloga.... okazało się, że wpisy owszem są ale gdzieś zaginęły wszystkie zdjęcia dołączane do postów. Jak to się stało, że z zablokowanego albumu na picasa web albumu zginęło ponad 350 zdjęć nie mam pojęcia pozostały tylko te z ostatniego wpisu. Obrabianie i wklejanie na nowo zdjęć do bloga którego piszę od 2009 roku nie wchodziło w rachubę. Cóż było robić sporą część postów wykasowałam. Zostawiłam to co moim zdaniem najciekawsze i w miarę możliwości uzupełniłam zdjęciami.
Niezbadana i do końca nieprzewidywalna jest cyberprzestrzeń!
Właściwie wpis miał być poświęcony lisowi, który pojawił się na naszym polu. Zwierz tak był zajęty polowaniem na śniadanie, że zauważył iż go fotografuję dopiero gdy podeszłam do niego na odległość 40m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz