Nadszedł czas mroku mgieł i zimna, bardzo chciałam uciec od szarości. Licząc na odrobine słońca na wsi namówiłam Pana Męża na weekendowy wyjazd. Uparta mgła ciągała się za nami aż do Wielunia, natomiast wieś powitała nas słońcem. Niestety, radość była krótka. Zanim zdążyliśmy rozpakować auto, niebo zasnuło się chmurami. Miałam złe przeczucia – ta jesienna szarość nas dopadnie. I tak się stało. Pierwszego, jeszcze jako tako słonecznego dnia, ruszyłam nad stawy z aparatem. Panowała tam gorączkowa atmosfera. Widać było, że ptactwo szykuje się do zimy i nerwowo szuka bezpiecznego miejsca. Co rusz nad moją głową przelatywały stada: żurawie, czaple, a nawet łabędzie krzykliwe. Na jednej z piaszczystych łach wypatrzyłam kormorany.
Kolejne dni, spowite gęstą
mgłą, nie sprzyjały fotografii. Stawy jakoś dziwnie opustoszały. Jedynie
liczące ponad sto osobników klucze żurawi przemieszczały się regularnie nad
naszym domem – rano w kierunku żerowisk, wieczorem z powrotem na spoczynek.
Postanowiłam się nie poddawać
i nadać nieco koloru życiu, udekorowałam dom jesiennym bukietem, zapaliłam świece
zaprosiłam bliskich , takie wspólne leniwe pogaduchy przy dobrym jedzeniu i
aromatycznej kawie to idealny sposób na przetrwanie tego ponurego czasu. 😊


