Pod koniec długiego weekendu, kiedy temperatury osiągnęły poziom "tropikalny" jakoś nie miałam ochoty na długą wycieczkę rowerową. Namówiłam Pana męża byśmy pojechali wieczorem nad stawy nacieszyć się spokojem i naładować baterie przed powrotem do miasta i pracy.
Nad wodą właściwie nic
ciekawego się nie działo, ptactwo pochowało się w trzcinach. Ruch i lekkie zamieszanie
wśród kaczek zrobił się dopiero gdy staw nad przyleciał orzeł, ale i on zrobił
kilka okrążeń i poleciał w las.
Po godzinie wpatrywania się błękit
nieba i wody postanowiliśmy wracać do domu. Kiedy jechaliśmy przez groblę w
kanale coś głośno plusnęło i chlupnęło. Natychmiast się zatrzymaliśmy by
sprawdzić cóż zrobiło takie zamieszanie. Na drugim brzegu w zaroślach wypatrzyłam małego bobra. Nieco
dalej z wody wstawił głowę drugi, pokazała się też bobrza mama. Zanim ponownie schowały
się pod wodę zdążyłam pstryknąć parę fotek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz