Ostatnimi czasy w naszym życiu zaszło sporo zmian i z
tego powodu ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu wyjazdy na Rancho były odkładane
na później. W tym roku czekałam na ferie
zimowe równie niecierpliwie jak moja córka. Gdy tylko zadzwonił ostatni dzwonek
kończąc pierwsze półrocze, wzięliśmy urlop i obraliśmy kierunek południe. Liczyłam na słońce i ciepło. Takie były
wyobrażenia natomiast rzeczywistość nieco od marzeń odbiegała. Owszem na Rancho
śniegu już nie było jednak temperatura na zewnątrz nie rozpieszczała. Słonko z uporem próbowało przedrzeć się przez
chmury i roztopić resztki lodu na stawach. Ptactwo powoli zaczęło się zlatywać.
Nad domem przelatywały klucze dzikich gęsi, kaczek a nawet małe stadko łabędzi
krzykliwych. Przyroda powoli budzi się z zimowego snu a ja na głodzie, spragniona lasu, wyciągałam Pana męża na długie spacery.
Wyprawy do lasu o tej porze
roku też mają swój urok.
Przede mną jeszcze kilka dni
na wsi mam nadzieję na ciekawe zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz