Od czasu wprowadzenia stanu epidemii w powietrzu oprócz wirusów wisi panika i strach, który sączy się z wszystkich stron zatruwając umysł. Choćby człowiek się bronił, nie śledził wiadomości oraz internetowych newsów, próbował się odciąć, nic z tego. Na naszej dzielnicy uruchomiono system ostrzegawczy, który kilka razy dziennie przez megafony nadaje komunikat: „Pozostań w domu!” Idąc na spacer widuję patrole policyjne. Momentami czuję się jak byśmy byli na wojnie – tylko wroga nie widać.
Mieszkając na peryferiach miasta otoczona zagajnikiem miałam poczucie bezpieczeństwa i namiastkę wsi, niestety ta strefa buforowa zaczęła w tym roku znikać. Sąsiad postanowił zostać deweloperem a co za tym idzie zagajnik zdecydowanie przyciąć. Teraz miasto zagląda mi w okna. Pozostało kilka drzew jednakże wyglądają one dość żałośnie. Może z nadejściem wiosny i zieleni pejzaż zaokienny nabierze nieco ogłady i optymizmu. Sytuacja w jakiej obecnie tkwimy czyli zdalna praca oraz nauka córki online, kuszą by uciec na Rancho, zaszyć się na wsi z dala od tego całego ambarasu.