Zaczęło się niewinnie,
któregoś grudniowego wieczora syn oznajmił, iż jedzie na łyżwy
na szkolną ślizgawkę. Usłyszała to córka i też chciała. Cóż
było robić, pokonałam wieczorne zmęczenie, zapakowałam młodzież
do auta - pojechaliśmy. Jak większość rodziców grzecznie stałam
i obserwowałam wyczyny dzieci. Michał uczył Martynę! Po 30
minutach siłą ściągnęłam córkę z lodowiska była cała mokra
z zmęczenia, emocji i częstego zaliczania lodu.
Myślałam że po tylu
upadkach temat zostanie zamknięty ale już następnego dnia
usłyszałam: czy jedziemy dziś na łyżwy?
Przemyślałam sprawę
skoro zawożę dzieci to może i sama spróbuję, bowiem jak się
stoi z boku to człowiekowi się strasznie nudzi no i do tego
marznie.
Kolejny wyjazd tym razem
na lodowisko zabudowane, wypożyczyłam łyżwy dla wszystkich …...Dzieci weszły na lód a
ja podreptałam za nimi w stylu "na pingwinka". Starałam sobie
przypomnieć jak to było 30 lat temu …. ech …. Powoli
przesuwałam się wzdłuż bandy, gdy nagle podjechała do mnie
dziewczynka chyba w wieku Martyny i powiedziała: „niech się Pani nie
martwi będzie dobrze, kilka dni temu też tak jeździłam”.
Później chwyciła Martynę za rękę mówiąc: chodź nauczę Cię
i pociągnęła za sobą na środek lodowiska. Tym czasem ja dalej
przy bandzie z swoim pingwinkiem i totalnym zażenowaniem. Wcale nie
jest łatwo przypomnieć sobie jak się jeździ a zwłaszcza gdy ma
się świadomość iż się jest najstarszą osobą na lodowej tafli.
Z ratunkiem przyszedł syn, z jego pomocą porzuciłam żenującą
bandę, mój pingwinek nabrał szlachetności i ogłady, odzyskałam
wiarę w własne siły !
Kiedy już przypomniałam
sobie jak się jeździ i kiedy stwierdziłam: jest całkiem fajnie,
przyszedł czas na kolejny etap – zakup łyżew. Był to etap
konieczny, podyktowany względami: ekonomicznymi, estetycznymi i
zdrowotnymi. Wypożyczanie łyżew dla trójki wcale nie jest tanie,
ponadto łyżwy z wypożyczalni są w kiepskim stanie technicznym, do
tego są (delikatnie mówiąc): przepocone, różami nie pachną,
mimo grubych skarpet strach je zakładać.
W przeciągu tygodnia
skompletowałam sprzęt dla wszystkich i przeszliśmy na następny
poziom: radość z jazdy :-)
Teraz jesteśmy częstymi
gośćmi na lokalnym lodowisku. Zawarłam nowe znajomości. A cha i
okazało się, że nie jestem najstarsza ;-) w połowie stycznia
pojawiła się 60 -letnia Pani stawiająca pierwsze kroki na lodzie
!!!
Jest jeszcze jeden
pozytywny aspekt, otóż w weekendy młodzież bez marudzenia przed 9
melduje się na śniadaniu by o 10 być na ślizgawce !
W czasie zamieci też można jeździć !