Wczoraj po raz pierwszy od kilkunastu
dni za chmur wyjrzało słońce.
W radosnym nastroju krzątałam się po
domu. Ze okna dobiegł mnie równie radosny świergot. Ptaki
uwielbiam więc poszłam sprawdzić co też tak hałasuje.
Z brzozy
na brzozę przelatywało stadko zwinnych białych kuleczek. Małe
puchate ptaszki były bardzo szybkie, już je kiedyś widziałam ale
nie zdążyłam sfotografować. Wczoraj się udało, jakość zdjęć
marna ale przynajmniej rozszyfrowałam co to za stworzonka buszują w
brzozach – to są Raniuszki.
A skoro jestem już przy ptaszkach,
przypomniałam sobie o pewnym wakacyjnym zdarzeniu.
Otóż jak co roku na belce pod dachem
gniazdo założyły pliszki siwe. Jedno z młodych bardziej ciekawe
świata przeliczyło swe siły i …. wypadło z gniazda a że słabo
latało nie potrafiło do gniazda wrócić. Na trawniku przed domem
Żółtodzioba wypatrzył Pan Mąż. Poszłam obejrzałam pisklaka,
stwierdziłam że w zasadzie jest cały i zdrów. Ukryłam go w
wysokiej trawie koło oczyszczalni. Siedział schowany w cieniu a
rodzice mieli do niego łatwy dostęp. Po pewnym czasie pisklaka
wyparzyły moje dzieci. Stanowczo zabroniłam im zbliżania się do
ptaka, jak chcą obserwować mogą robić to z domu przez okno. Przez
dwa dni widywałam żółtodzioba na trawniku. Trzeciego dnia z rana
żółtodziób przechadzał się po naszym tarasie a jego rodzice
uwijali się by młodzieńca nakarmić co rusz wskakiwali w mokrą od
rosy trawę by po chwili wrócić z tłustą zdobyczą, która
lądowała w dziobie podrostka. Im bardziej rodzice się uwijali,
młody bardziej rozdziawiał dziób i popiskiwał.
Oglądałam to
przedstawienie przez pół godziny, zaczęłam się zastanawiać ile
jeszcze Ci rodzice są w stanie pożywienie przynieść, w tym
właśnie momencie jedna z dorosłych Pliszek zaczęła zganiać
młodzieńca z tarasu. Ten się opierał ale w końcu zanurkował w
mokrą trawę i sam zaczął szukać jedzonka. Takie to mokre
wkroczenie w dorosłe życie.
Tytułowy Raniuszek :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz