W ubiegły czwartek odwiozłam Martynę
do szkoły następnie pojechałam do miasta załatwiać przeróżne
sprawy. Gdzieś pomiędzy pocztą a bankiem stwierdziłam, iż jestem
już dobrze zmęczona a może po prostu mi gorąco uf... Odstałam
swoje na poczcie w końcu mogłam wracać do domu, wsiadłam do auta
spojrzałam na termometr – wskazywał 25 C. Piękne mamy lato tej
jesieni !
Po 20 minutach dojechałam do domu,
zaparkowałam auto, poszłam zamknąć bramę a tu pac . Coś mi
spadło na ramię, za chwilę pac na włosy, pac na nos. Strzepnęłam
z siebie to coś, spoglądam w górę co to na mnie tak paca (hm....
raczej nie szyszki z sosen). Nade mną latała chmurka złożona z
biedronek :-)
W domu sytuacja nie lepsza, nie dało
się okna otworzyć Na ścianie i szybach siedziały kropkowane
stworki, które z wielką determinacją próbowały wśliznąć się
do domu. Nawet założone moskitiery nie stanowiły dla nich większej
przeszkody. Biedronki w oka mgnieniu prześlizgiwały się pod
uszczelkami i przez otwory odwodnieniowe. Cóż wywietrzę wieczorem.
Następnego dnia mój Tata po powrocie
od znajomych opowiadał, że i oni przeżyli inwazję biedronek..
Takich ilości kropkowanych chrząszczy na polach w swoim życiu
jeszcze nie widzieli.
Zastanawiam się co to znaczy: -czyżby
czekała nas mroźna zima ? -a może łagodna ?
A może..... (teoria mojej kuzynki) te
biedronki zwariowały ze szczęścia, w końcu nie często się
zdarzają „upały” w październiku.
Tegoroczne "babie lato" jest bardzo udane w
naszym „prawie mieście”
W Sobotę wybrałam się z córką do
pobliskiego parku, tam znalazłam to czego szukałam …. wszystkie
barwy jesieni !
Mam taką cichą nadzieję, że kiedy
przyjdą wiatry by zdmuchnąć kolorowe ubranka z drzew w centrum, pojadę
na wieś na południe i tam jeszcze zdążę nacieszyć oczy barwnym
lasem.