sobota, 13 października 2012

Współlokatorka czyli nocne strachy

Zawsze uważałam, że jak wyjeżdżamy z Jedlisk nasz dom zapada  w drzemkę, by obudzić się gdy ponownie przekroczymy jego próg. Może i tak było ale, do czasu, a precyzyjnie rzecz ujmując do zeszłego tygodnia.
Tydzień temu dom się obudził i .... włączył alarm. Dziwny to był alarm bowiem na monitoringu nic nie było  widać.
Alarmy zaczęły się powtarzać co kilkanaście godzin. Nieco zaniepokojona tym stanem rzeczy, poprosiłam znajomych by sprawdzili co się dzieje. Znajomi dom obejrzeli i.... nic. Znaleźli parę ciem średniej wielkości, które wyprosili na zewnątrz. Myślałam iż to załatwi sprawę - myliłam się. Dom obudził się o trzeciej w nocy i znów włączył alarm. Ten alarm wyrwał mnie z snu, przewracałam się w łóżku zastanawiając się: co tam chodzi, skoro niczego nie ma .... może..... duch hrabiny .......o którym tyle słyszałam.....
Wojtek wysnuł wniosek, iż to zapewne któraś z czujek się zepsuła, zaproponował bym pojechała na wieś i spotkała się z serwisantem celem usunięcia usterki. Cóż ja jednak po-cichu obstawałam przy hrabinie więc stanowczo zaprotestowałam. Wybrałam opcję: wspólny wyjazd w weekend.

W Sobotę byliśmy już na miejscu. Krzątałam się po kuchni  by nakarmić wiecznie głodne dzieci a Wojtek poszedł napalić w piecu. Po kilku minutach przychodzi i oznajmia : - "właśnie miałem spotkanie trzeciego stopnia z naszą współlokatorką. na regale w kotłowni siedziała mała myszka."
Wykluczenie hrabiny z grona podejrzanych nieco mnie uspokoiło. Natomiast dokładne oględziny domu pokazały, że  mała myszka = spory bałagan (pod tym względem hrabina była by lepsza)
Wojtek podjął nierówną walkę z myszą. Nastawił karmniki i kilka pułapek z rożnym menu.
Wieczorem myszka z wrodzonym sprytem wyjadała z pułapki kiełbaskę i udała się ponownie do kotłowni grzać łapki przy piecu. W nocy gdy zrobiło się cicho - wszyscy spali, mysza  postanowiła pobiegać. Wpadła z impetem do naszej sypialni, narobiła strasznego rabanu próbując wspiąć się na komodę. Oczywiście pogoń zaspanego Wojtka za sprytną myszką  w środku nocy nie miała sensu więc walka została podjęta następnego dnia. Znów pułapki i różne specyfiki.
Niestety nie wiem jak dalej potoczyły się sprawy współlokatorki  My musieliśmy wrócić do prawie miasta - do pracy. Wnioskuję jednak, że skoro alarm się już nie włącza to: kiełbaska w końcu zaszkodziła myszce i przeniosła ją do krainy wiecznych łowów.






 Oczywiście czas w Jedliskach to nie tyko bieganie za zwierzyną. Były spacery po jesiennym lesie i zbieranie grzybów.











3 komentarze:

  1. Na myszy polecam kulki ze słodkiej, mlecznej czekolady które należny nałożyć na pułapki. Oczywiście człowiek przy tej czynności będzie mieć całe palce w czekoladzie bo roztapia się ona przy nakładaniu na drucik pułapce.
    Jednak cały trud robienia kulek czekoladowych jest wart zachodu, żadna mysz się nie oprze. Ja też wcześniej nakładałem kiełbaski, serek i inne frykasy, a myszy były jakby obojętne.
    Pewnego dnia znajomy mojej siostry z Anglii doradził, że nie ma nic lepszego na zwabienie myszy jak czekoladą. Sprawdziłem to i powiem szczerze, że to święta prawda - zabójczo skuteczny wabik.
    Pozdrawiam, Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  2. O czekoladzie nie słyszałam. Wypróbuję przy następnej okazji. Dziękuję za cenną poradę.
    Pozdrawiam. Edyta

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń