czwartek, 12 lipca 2012

Gzy, ślepce, końskie muchy, bąki


Jak zwał jak tak w każdym bądź razie chodzi o to paskudztwo, które żyć nie daje.
Generalnie od kiedy pozbyliśmy się sprzed domu wybujałej nawłoci całe to paskudztwo opuściło naszą posesję. Czasem pojawiają się pojedyncze sztuki.

Natomiast w lesie …..
Dwa dni temu Michał namówił mnie bym pojechała z nim do leśniczego przez las.
Pierwsze 50m - wszystko ok! Myślę sobie będzie fajna przejażdżka.
Gdy tylko ta myśl przeszła przez mą głowę wjechaliśmy na taką piaszczystą polankę i …zaczął się HORROR. Ze wszystkich stron nadlatywały gzy, atakowały głównie głowę. O zawróceniu nie było mowy, bałam się że gdy stanę by wrócić one mnie zeżrą. Naciągnęłam na głowę kaptur kurtki przeciw deszczowej. To znacznie ograniczyło widzialność, ale może i dobrze bo gdybym widział tą czarną chmurę gzów pewnie bym spanikowała. A tak krzyknęłam do młodego trzymaj się prawej a ja lewej i do przodu.
Łatwo krzyknąć, ale gorzej z wykonaniem, po piachu rower wcale nie był taki wyrywny, gzy uderzały w mój kaptur (wrażenie jakby padał grad). W końcu dojechaliśmy do bardziej utwardzonej drogi. Usłyszałam jak Michał mówi : mama jedziemy już 30km/h a one dalej za nami pędzą. Makabra.... Dopiero koło jeziorek zwolniliśmy, zerwaliśmy pokaźne gałęzie i odpędziliśmy tałatajstwo. Parę minut odpoczynku i dalej w drogę. Kawałek za budką Stawowego kolejny atak, tym razem już nie zatrzymywaliśmy się dojechaliśmy do Wierzbicy Górnej na pełnym szwungu.
Byłam tak zmęczona iż ledwo trzymałam rower pomyślałam a może by tak zadzwonić po Wojtaka by po nas przyjechał , ale honor i brak zasięgu nie pozwolił na taką opcję. Postanowiliśmy z Michałem iż wrócimy do domu nieco dłuższą ale bezpieczniejszą asfaltową drogą.

Wczoraj wybrałam się z Młodym samochodem do Nowej Wsi po mleko, wracaliśmy przez las, gzy zaatakowały w tym samym miejscu. Tyle że tym razem siedziałam w samochodzie kompletnie wyluzowana i myślałam: teraz możecie się tylko oblizać nie dopadniecie mnie przez szybę. Zażarte owady nie odpuszczały, atakowały szyby, wyleciały za nami z lasu i odprowadziły auto aż na podwórko. Było ich tak dużo, iż siedzieliśmy w samochodzie i czekaliśmy z pięć minut by się rozproszyły, jakoś nie mieliśmy ochoty na spotkanie z nimi oko w oko.


By walczyć z wrogiem trzeba poznać jego obyczaje, zaczęłam szukać informacji, skarbnicą okazały się fora koniarzy. Znalazłam różne wskazówki co robić by dziadostwo odstraszyć. Postanowiłam sprawdzić kilka sposobów, jeśli coś zadziała zapewne o tym napiszę.

Na razie wiem na pewno że: gzy wykluwają się i są najbardziej aktywne w lipcu – to prawda.

Informacja iż są aktywne tylko przez kilka godzin a w południe w największy skwar śpią – brednie atakują o 6 rano , o 11 , o 12, o 13 tak samo, wieczorem też nie robią sobie przerw.

Co do zapachowych specyfików : OFF – w przypadku gzów NIE DZIAŁA
Sprawdzę wieczorem olejek waniliowy.

Gdyby ktoś miał sprawdzone sposoby proszę o wskazówki.





2 komentarze:

  1. Znalazł się jakiś sposób na to paskudztwo?

    OdpowiedzUsuń
  2. Środki przeciw komarom w wersji tropikalnej czyli z DEET 50% np MUGGA w sklepach dla myśliwych. Po spryskaniu dziadostwo dalej lata za człowiekiem ale jak usiądzie nie kąsa 😉
    Ponadto staram się unikać paskudztwa są takie upalne letnie dni gdy do lasu się nie zapędzam.

    OdpowiedzUsuń