niedziela, 17 listopada 2024

Kruszczyca złotawka (Cetonia aurata) - skarabeusz w ogrodzie ?

 Jesienna słota sprzyja przesiadywaniu w domu, tak jak przypuszczałam dopiero teraz nadszedł czas by opisać tegoroczną wiosnę. Nieco dziwnie się czuję gdy za oknem deszcz, wiatr, spadające liście stukają w szybę a ja mam przywołać z pamięci to co działo się kilka miesięcy temu gdy słońce rozgrzewało ziemię, zieleń przybrała swój najintensywniejszy odcień…..

W tym roku wiosna zaczęła się dość szybko była przyjemnie ciepła, pobudziła do wcześniejszej wegetacji większość roślin. Jednak ta sytuacja zapoczątkowała problemy, bowiem kiedy większość krzewów kwitła w najlepsze pogoda zrobiła zwrot o 180 stopni. Pod koniec kwietnia przyszło ochłodzenie temperatura o poranku spadła do -7C by kilka dni później wrócić do wiosennej normy. Kiedy przyjechałam na weekend majowy na wieś, ogród prezentował się bardzo nędznie. Wszystkie kwiaty na drzewkach owocowych opadły, przemarzły: porzeczki, agrest, morwy, a nawet moje ukochane róże. Mróz również nie oszczędził lasu, który zmienił kolor z  zielonego na szary, gdyż młode liście na bukach i dębach częściowo obumarły. Właśnie ten szary las uświadomił mi ogrom strat. Rośliny potrzebowały sporo czasu by się zregenerować. Morwy dopiero pod koniec maja zazieleniły się ponownie.


Róże też potrzebowały czasu zakwitły dopiero pod koniec czerwca i od razu zwabiły wygłodniałe chrząszcze. Kruszczyca złotawka rozsmakowała się w ich płatkach, normalnie bym z robactwem walczyła, ale tym razem szkoda mi się zrobiło tych pięknych chrząszczy. Pozwoliłam im bezkarnie buszować w kwiatach w zamian za pozowanie do zdjęć.








 Tego lata nie miałam okazji objadać się owocami z sadu, nie zrobiłam porzeczkowej galaretki. Natomiast pociechę stanowi wyjątkowy miód z mniszka lekarskiego. Pierwszy miód jaki zazwyczaj kupuje to wielokwiat. Ponieważ w tym sezonie pszczółki zbierały pyłek z tego co było czyli z mniszka, wyprodukowały miód naprawdę smaczny o lekko zielonkawym odcieniu. Kiedy słoiki postały ich zawartość się skrystalizowała kolor przybrał barwę bursztynową. Będę miała czym pocieszać się w zimowe wieczory.


poniedziałek, 11 listopada 2024

Listopad

 

Listopad.

Moja przyjaciółka twierdzi, że ten miesiąc powinien zostać usunięty z kalendarza bo jest jakiś taki trudny do przeżycia.

Coś w tym jest.  O ile we wrześniu i październiku można cieszyć się kolorami jesieni, babim latem to październik z mgłami, chłodem i mżawką do miłych nie należy.

Od tygodnia nie widziałam słońca, niebo zasnute szarością, do tego wilgoć potęgująca uczucie chłodu, dzień coraz krótszy. Po powrocie z pracy staram się wychodzić na spacery by nieco się poruszać a przy okazji zahartować. Ciągam z sobą nie do końca zadowolonego Pana Męża, który z zapaloną czołówką rozświetla nam drogę. Zapewne znacznie przyjemniejszą alternatywą dla tych szybkich spacerów był by czas spędzony z książką w wygodnym fotelu z kubkiem gorącego kakao. Jednak na takie ekstrawagancje pozwalam sobie tylko w weekend.  Staram się jak mogę, walczę z listopadową melancholią, rozstawiam w domu świece, puszczam muzykę i czekam z utęsknieniem na GRUDZIEŃ kiedy to bez zahamowań będziemy mogły z córką przygotować dom na święta. Mamy mocne postanowienie, iż zaczynamy już 6-go. W Mikołaja planujemy robienie stroików, wieszanie światełek i innych ozdób. Tak dotrwamy do końca roku a od Nowego Roku zacznie przybywać dnia, świat stanie się piękniejszy a Jedliskowy las powoli będzie się budzić ……




sobota, 2 listopada 2024

Jesiennie

Jesień zaczęła się na dobre, piękne kolory, poranne mgły i wietrzne noce, aż żal spędzać ten czas w mieście. Weekend przed wszystkimi świętymi postanowiliśmy spędzić rodzinnie na wsi. Pogoda dopisała, mogłam do woli włóczyć się po lesie. Tym razem las był już nieco cichszy, spokojniejszy, widać, iż przyroda szykuje się do nadchodzącej zimy. Część ptactwa odleciała, na stawach spotkałam jedynie łabędzie krzykliwe wraz z ich jedynym potomkiem. Szkoda, iż z czwórki pisklaków odchował się tylko jeden, widocznie takie są prawa natury.  


 

W sobotę skoro świt zapakowałam dwa obiektywy i ruszyłam na spotkanie z nieznanym, tym razem zafascynowana mgłami oraz polami słoneczników obrałam kierunek: polne drogi. Widoki dopisywały a kiedy nadarzyły się warunki na piękne zdjęcie, obiektyw szerokokątny odmówił posłuszeństwa. Targałam z sobą ciężki sprzęt by ostatecznie zrobić zdjęcia telefonem …fuj.  Ale nie powinnam narzekać mogłam nacieszyć się naprawdę pięknym widokiem. A obiektyw cóż, wyślę w przyszłym tygodniu do naprawy.