wtorek, 6 grudnia 2016

Jasiennie i mglisto

Na blogu zapadła cisza – cisza jesienna. Plucha i szarość wepchnęły mnie w wir codzienności.
Zapomniałam nawet że istnieje coś takiego jak aparat fotograficzny. Z czeluści jesiennej chandry wyrwały mnie słowa Pana Męża: „a może by tak udać się na rancho, odpocząć od stołecznego zakisu ?”
Sprawa niby prosta spakować się i jechać w stronę słońca, tymczasem rzeczywistość pozostała szara. Sobotni poranek na wsi powitał nas gęstą mgłą. Z okien domu nie mogłam dojrzeć lasu oddalonego o 100m. Mąż optymistycznie stwierdził „przeczekamy koło południa się poprawi”.
Koło południa sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Mgła osadzała na wszystkim małe kropelki wody, które po chwili zamarzały. Owszem sceneria bajkowa zamrożone sopelkowe pajęczynki bujające się w rytm podmuchów wiatru, ale warunki do prac ogrodowych dalece odbiegały od komfortowych. Poszliśmy ubrać na zimę drzewka i wyciąć wysuszone pędy topinamburu, a następnie na szybki spacer nad jeziorka. W lesie co prawda nie wiało ale wilgoć i zimno i tak nie dały zapomnieć o sobie. Przemarznięci do szpiku kości szybko wróciliśmy do ciepłego domku. Gorąca herbata, wieczór gier zorganizowany przez córkę i wrażenie całkowitego odcięcia od świata. Mimo niesprzyjającej aury wyjazd uważam za udany.
 Tymczasem na stawach woda spuszczona i tylko mgła .......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz