Wracając wieczorem do domu zauważyłam
zwieszony nisko nad horyzontem wielki okrąg księżyca. Według
przodków pełnia zapowiada mroźną noc. Przodkowie się nie mylili,
dopiero wieczór a temperatura już spadła do -5C. Dobrze, że
dołożyłam Maxowi do budy sporą porcję słomy – nie zmarznie.
Dzisiejszy wpis będzie
poświęcony naszej menażerii.
Zwierzaki ustaliły między sobą
zasady współżycia, podzieliły terytorium, wybrały opiekunów i …
panuje względny spokój. Przyjęły strategię: „ten drugi nie
istnieje” - jeśli już się spotkają udają, że się nie widzą
i nie słyszą :-)
Max zajął front domu. Z
boku schodów ustawiliśmy mu jego rezydencję, przed drzwiami pod
daszkiem ma dodatkowe legowisko. Zostałam jego Pańcią.
Natomiast Pan Kot
obstawia tył domu. Na salony wchodzi tylko przez drzwi
balkonowe. Przychodzi, wychodzi kiedy chce, sam ustala pory
karmienia, drzemki, sam wybiera kto dostąpi zaszczytu podrapania za uchem – krótko mówiąc kot zarządza.
Pies cierpliwie czeka,
nie ma fochów, zawsze okazuje radość. Rano mnie wita, odprowadza
do samochodu, następnie wybiega przed bramę i wyczekuje powrotu,
gdyż szykuje się na spacerek.
W weekendy nie odwożę Martyny
do szkoły,więc Max opracował taktykę żebrania o spacerek, siada przed
domem i hipnotycznie wpatruje się w kuchenne okno. Temu spojrzeniu
nie można odmówić.
Jakoś tak dziwnie się
zrobiło z tymi spacerkami. Latem wszyscy byli chętni a zimą
zostałam sama na placu boju. Próbowałam zaangażować córkę,
delikatnie napomknęłam, iż z posiadaniem zwierząt wiążą się
pewne obowiązki. Natychmiast dowiedziałam się, że: "pies to
nie obowiązek tylko... motywacja, normalnie w taką
pogodę, dobrowolnie bym nie wyszła z domu, tylko siedziałabym
przed komputerem krzywiła kręgosłup i psuła wzrok a tak zażyję ruchu na świeżym powietrzu".
Podsumowując zaistniałą
sytuację będę najzdrowszym i najbardziej zrelaksowanym członkiem
rodziny !
(„Amerykańscy
naukowcy” już dawno, udowodnili w swych badaniach, że spacery z
psem wydłużają życie a mruczenie kota obniża poziom stresu).