O tym że jest szaro i buro pisać nie
będę, każdy kto mieszka w moim regionie doświadcza szarości. Nadmienię jedynie, że kiedy bardzo zapragnęłam słońca,
pojechałam na rancho tam okropnie się rozczarowałam. Na wsi też buro. Przez weekend opatuleni w czapki i
szaliki staraliśmy przygotować nasze wiejskie obejście do zimy.
Było przekopywanie ogródka – (Pan Mąż oczywiście) i ubieranie
drzewek. Weekend zleciał jak z bicza trzasnął. Ale dość o wsi i kolorach a raczej ich braku, temat
posta sam jakoś tak wpadł będzie o zwierzakach domowych.
Na wstępie wyjaśnię nie jestem
zwariowaną paniusią – lubię zwierzaki lecz z umiarem, to znaczy
szanuje je i reaguje gdy dzieje im się krzywda, dokarmiam zimą
ptaki, dbam o koty mojego Taty i pewnie jakby się przybłąkał
jakiś pies też bym go przygarnęła ale na pewno nie kupowałabym
psu kolorowych ubranek i nie nosiłabym w specjalnej torbie na zakupy
do centrum handlowego.
I tak dochodzimy do sedna a mianowicie
do „błąkanie się psów”. Otóż kiedy się
przeprowadziłam do „prawie miasta” jesienią z okolicznych
ogródków działkowych przychodziły do nas na darmową michę
stadka kotów. W zagajniku nieopodal domu mieszkały bezpańskie psy,
one też czasami zaglądały na podwórko do kocich misek. Przez
kolejne lata psów i kotów było coraz mniej w pierw naiwnie
myślałam, iż społeczeństwo się nam ucywilizowało, nikt już
psów nie wyrzuca - nie wywozi do lasu.
Zderzenie z rzeczywistością
nastąpiło jakieś trzy lata temu, wtedy to poczta po raz kolejny
przeniosła swoją placówkę tym razem w mieszkalną część
pobliskiego Chinatown. Pojechałam na pocztę odebrać list polecony,
zaparkowałam – wysiadłam z auta - zapach unoszący się wkoło
mówił: oj nie będzie dobrze ! Skierowałam się w stronę poczty
po drodze mijałam mały osiedlowy sklepik, moją uwagę przykuły
dyndające w witrynie sklepowej kurze łapki z pazurkami. Ciekawość
była silniejsza …. zaryzykowałam podeszłam bliżej. Przed
wejściem leżała stara lodówka służąca za coś w rodzaju
akwarium. Zdemontowano jej drzwi a do środka wlano trochę wody w
której taplały się małe kraby. Obok akwarium stała lada
chłodnicza w niej leżały sztuki mięsa z czterema nogami
-króliki to raczej nie były. Mocno zniesmaczona pognałam na
pocztę nie oglądając się za siebie. W domu swoim odkryciem
podzieliłam się z Panem Mężem. Niestety smutna to prawda, nagłe
zniknięcie z okolicy bezpańskiej zwierzyny zawdzięczamy nie
ucywilizowaniu miejskiej społeczności a raczej azjatyckiej
kulturze, która przerabia na pożywienie wszystko co biega i pełza.
Dziś media obiegł film służby
celnej pokazujący ten proceder. Film wywołał zgorszenie i
komentarze. A ja zapytam przecież na tą pocztę nie tylko ja
chodzę, chodzą tam i inni: urzędnicy gminni, straż miejska, przez
trzy lata nikt nic nie widział ? Teraz wielkie oburzenie: mięso
niewiadomego pochodzenie w restauracjach w stolicy ! Azjaci jedzą:
psy, koty, szczury my jemy: świnie, kurczaki pędzone na
antybiotykach i hormonach – co kraj to obyczaj. Szanuję kulturę innych lecz chciałbym by i nasza kultura była szanowana, idąc do restauracji wolałabym zjeść kurczaka a nie kota
udającego kurczaka.
Ktoś wydaje pozwolenie na wjazd
obcokrajowcom ale nikt nie sprawdza co dalej się z przybyłymi
ludźmi dzieje. Po okolicy krążą anegdoty jak to na jeden paszport
przyjeżdża do Polski trzech Azjatów. Coś w tym musi być bowiem w
wiejskiej szkole mojej córki jest już więcej dzieci kolorowych niż
białych. Kolejna sprawa jeszcze bardziej przyziemna: skoro rodzą
się dzieci to osobniki ludzkie muszą też umierać ! Znajomy pytał
mnie czy widziałam w okolicy nagrobek lub pogrzeb Wietnamczyka lub
Chińczyka ? Odpowiedź: -nie widziałam !
Przypuszczam, iż za kilka lat
Polskę obiegnie sensacyjna wiadomość : „W lesie pod Wólką
Kosowską odkryto zbiorową mogiłę zawierającą szczątki
niewiadomego pochodzenia !”
Urzędnicy żyją w swoim własnym
świecie tworząc biurokratyczne bariery a obok toczy się życie w
zupełnie innym rytmie.
Smutne to bowiem idąc do sklepu nigdy
nie jestem do końca pewna czy kupuję sól drogową czy spożywczą,
nie wiem czy produkt nazwany masłem - masło w ogóle zawiera, nie
wiem czy kupiona elenktyczna szczoteczka do zębów jest oryginalna
czy też jest podróbką, która ulegnie samodegradacji po trzecim użyciu,
itd.....
Według mnie to wszystko nie podąża w
dobra stronę ….. ale „cóż taki mamy klimat” zresztą
nie tylko w Polsce.
Dla ludzi o mocnych nerwach poniżej link do filmu z Chinatown.
https://www.youtube.com/watch?v=yOCcFyv2XT0&feature=youtu.be