Minął tydzień od naszego powrotu do
domu. Żal było wyjeżdżać ze wsi , zwłaszcza iż w ostatni dzień pogoda zdecydowanie się poprawiła. Cała wieś rozbrzmiewała furgonem
kosiarek, pachniała grillem, część tubylców i gości ruszyła
odetchnąć na łonie natury. W drodze do lasu Spacerowicze w pierw
musieli zmierzyć się z kałużą przed naszym domem. A kałuża ta
jest: nie-byle-jaka, zajmuje całą szerokość drogi. Walczyliśmy z
nią zasypując kruszywem, później próbowała z nią walczyć
gmina też wsypali kruszywo. Przez jakiś czas było dobrze ale jak
to na wsi, ktoś zaorał pole a wraz z nim pół drogi, później
odśnieżanie więc granitowe kruszywo rozwlekło się po całej
drodze tak więc kałuża jest i ma się dobrze.
Wracając do spacerowiczów – musieli
się przez kałuże przeprawić, a ponieważ większość głośno
komentowała utrudnienia komunikacyjne siłą rzeczy odnotowałam
wszystkie przejścia.
Wyparzyłam też Pana Tomka z Żoną .
Chwile porozmawialiśmy, Pan Tomek powiedział iż w lesie widział
małe baraszkujące lisy. Chwilę po naszym spotkaniu uzbrojona w
aparat ruszyłam na poszukiwania rudzielców. Po-cichu ostrożnie
wędrowałam leśną ścieżką i wypatrywałam, niestety po liskach
ani śladu. Towarzyszył mi oczywiście Michał, więc o powrocie do
domu nie było mowy, poszliśmy nad stawy ale od strony tamy.
Przeprawiliśmy się przez zakomarzone bagienko i już byliśmy.
Przy tamie zebrały się wszystkie
ptaki: kaczki, łabędzie gęsi. Zrobiłam parę zdjęć. Słońce
chyliło się ku zachodowi - czas wracać do domu, wybraliśmy trasę
wokół stawów - taka pożegnalna marszruta. W lesie spokój,
szliśmy powoli bo wciąż liczyłam na jakiegoś ciekawego zwierza w
kadrze. Nagle kontem oka spostrzegłam coś kolorowego. Zaczęłam
się wpatrywać w krzaczki nad groblą i … o są dwa kolorowe
ptaszki, przeskakiwały z gałązki na gałązkę. Były bardzo
ruchliwe, chowały się przede-mną Przyczajona za drzewem
pstryknęłam parę fotek, które teraz z dumą prezentuję :
Ptaszki okazały się szczygłami.
Są pod pełną ochroną :-)
Nasza wcześniej opisywana kałuża.