Życie jakoś dziwnie
przyśpieszyło, natomiast praca z cyferkami w Excelu przestawiła mój mózg na jeszcze
bardziej introwertyczne zerojedynkowe schematy myślowe, gdzieś zgubiła się lekkość
przelewania myśli na papier, stąd te długie przerwy w pisaniu bloga. O ile
zdjęcia nadal robię i to z wielką przyjemnością to pisanie sprawia problem.
Nadal uwielbiam zanurzać się w las i sprawdzać co słychać u znajomych zwierzaków,
ale jakoś ciężko jest mi zmobilizować się do włączenia laptopa i opisywania
leśnych przygód. A jest o czym pisać, dzieło się sporo w ostatnim półroczu.
Rodzina łabędzi krzykliwych
doczekała się potomstwa. Czarny bocian zamieszkał tuż koło stawów. Do naszego
ogródka na stałe wprowadził się zając. Pojawił się na Wielkanoc 😉,
późną wiosną wyjadł z ogródka fasolkę Pana Męża a teraz rezyduje pod tujami
czasem wskakując na taras.
Od strony wschodniej pod
podbitką zamieszkała cała kolonia nietoperzy. Chciałam je policzyć, gdy wieczorem
wylatywały na żer. Tak gdzieś po dwudziestym piątym pogubiłam się i stwierdziłam,
że to chyba nie ma sensu przyjmę, że to po prostu kolonia. Jest jeszcze kilka
tematów które zapewne opisze zimą, kiedy pogoda będzie sprzyjała siedzeniu w
domu z gorącą herbatą, kocykiem i książką.