Odnoszę wrażenie, że tegoroczna zima ciągnie się w nieskończoność. Tuż po Sylwestrze pojechaliśmy na wieś. Las jak to o tej porze roku cichy, szary, zastygły w bezruchu. Ogród też jakiś taki nijaki, jedynym kolorowym akcentem były gile, które liczną gromadą odwiedziły nasze obejście, wprowadzając nieco pozytywnej energii. Wyjeżdżając pożegnałam wieś bez większego żalu.
Tydzień później kolejny
przyjazd - nieplanowany. Córka dostała powołanie do Kadry Narodowej i właśnie
miała stawić się na pierwsze zgrupowanie we Wrocławiu – trzeba było ją zawieźć.
Postanowiłam, że skoro już mam przejechać
tyle kilometrów to podzielę tę podróż i prześpimy się na wsi. To był dobry
pomysł, nareszcie zobaczyłam nieco słońca, pospacerowałam po lesie i
dopatrzyłam się pierwszych zwiastunów wiosny. Pojawiły się nasze lokalne
żurawie, mniejszy staw powoli wypełnia się wodą i …. spotkałam Stawowych (to
jest ewidentny symptom zbliżającej się wiosny). Państwo Stawowi też
już mają dość zimy, wybrali się na rekonesans po naszym małym przysiółku i
lesie. Zatrzymali się przed bramą, chwilę
porozmawialiśmy i umówiliśmy się na spotkanie nad stawem. Zmobilizowałam
rodzinę, szybkim krokiem udaliśmy się w umówione miejsce. Było miło, sympatycznie,
pogaduchy o domu, dzieciach, żarty i
mnóstwo śmiechu. Te nasze spotkania wyglądają
czasem jak spotkania traperski rodzin na dalekiej północy. Nie widzimy się przez
kilka zimowych miesięcy by wreszcie spotkać się wczesną wiosną gdy topnieją
lody 😊
Wspominając minione lato obiecałam Państwu Stawowym wstawienie filmu
nakręconego z drona przez syna, co też z dumą czynię poniżej. Zapraszam do
obejrzenia.