Tegoroczne wakacje rozpoczęliśmy
akcją porzeczki, bowiem nic tak nie obrodziło na naszych areałach
jak wcześniej wymienione. Porzeczki a raczej krzaczki wędrowniczki
swoje przeszły, były kilka razy przesadzane, raz przeorane i znów
przesadzane aż w końcu znalazły swe miejsce pod płotem. Pan Mąż
na krzaczki narzekał gdyż głównie zarastały zielskiem, ciężko
było je dojrzeć. Zeszłej jesieni aby uniknąć ciągłego
plewienia postanowiliśmy położyć pod porzeczki matę. Pomysł
jak na razie sprawdza się dobrze, krzaczki urosły, zaowocowały
wzorcowo ( pięć wiader owoców) a co najważniejsze nie trzeba koło
nich wyrywać chwastów.
W tym roku zaowocowały też morwy.
Zapędziłam się w ich kierunku parę razy ale jakoś tak dziwnie
się złożyło że tych dojrzałych - czarnych było jak na
lekarstwo. Podejrzewałam dzieci, aż któregoś ranka
Pan Mąż woła : patrz jakiego mamy wspólnika !!!!