Wahałam się czy opisywać to wzniosłe
wydarzenie, ale co tam opiszę ku przestrodze …..
Jak już wspominałam głównym powodem
naszego wyjazdu na rancho był montaż drewutni.
Pierwszy zgrzyt w konfrontacji z firmą
montująca drewutnię nastąpił drugiego dnia naszego pobytu o 6
rano, gdy Panowie z tej firmy poinformowali nas łaskawie, iż
przesuwają termin montażu o tydzień.
No ale to akurat nie-najważniejsze.
Chciałbym pokrótce opisać akcje montażu :
7.50 – telefon fachowcy pytają o
dojazd do nas – zgubili się w Duczowie
8.20- koło bramy pojawia się samochód
fachowców- ustalamy miejsce montażu – cofają samochodem by mieć
mniej noszenia – grzęzną na podmokłej łące – samochód zarył
się na dobre
8.30- pada decyzja, iż samochód
zostaje tam gdzie ugrzązł - przeniosą komponenty ręcznie.
8.45 – samochód rozładowany pada
pytanie : a to opierzenie to nie pod rynny ? na szczyt ? a ma Pan
pożyczyć kątówkę ? A czy kawę można poprosić ?
Patrzę na to wszystko z stoickim
spokojem, robię kawę , Pan Mąż już jest lekko zdrzaźniony i nie
ma zamiaru pożyczyć nowiusieńkiej kątówki.
9.15 – fachowcy są po pierwszym
śniadaniu, zbieram kubki i zastanawiam się czemu pod legary zamiast
taśmy izolującej kładą kawałki gontu . Tknięta budowlanym
przeczuciem pytam o kotwy do betonu które zamówiliśmy. Fachowcy
wskazują na leżące obok pudełko z kołkami do karton gipsu.
Pytamy ich grzecznie czy wiedzą jak wyglądają kotwy …....
i właściwie mogłabym tak długo
opisywać ale nie będę …......
Oczywiście na dach gontu brakło a
hitem okazały się drzwi które były za …..małe.
Tak, tak otwór
drzwiowy zgodny z zamówieniem ale drzwi za wąskie.
Cały montaż trwał do późnych
godzin wieczornych. Z powodu przerw i oczekiwania na elementy którymi
można by zaślepić otwór (by drzwi pasowały).
Michał podsumował fachowców : „Mamo
oni robią sobie dłuższe przerwy niż ja w nauce …..”
Najważniejsze że mamy ten eksperyment
szczęśliwie za sobą !
W efekcie końcowym drewutnia wygląda przyzwoicie.