sobota, 30 maja 2015

Spóźniona majówka

Naszą spóźnioną majówkę spędziliśmy na ranchu.
Kiedy pogoda dopisywała zajmowaliśmy się zielenią (koszenie pielenie) a kiedy zrobiło się zimno i mokro ruszyłam na wyprawę do lasu. Włóczyłam się z synem, odwiedziliśmy wszystkie nasze ulubione miejsca i robiliśmy małą inwentaryzację. Wpierw sprawdziliśmy co u żurawi, czy rodzina dzikich gęsi ma już młode, ogólnie co słychać na stawach. W czasie wędrówki odkryliśmy nowe a właściwie stare miejsce, tyle że w zmodernizowanej odsłonie - idealne na piknik.
W przedostatni dzień naszego pobytu po śniadaniu spakowałam plecak i ruszyliśmy piknikować.
Pan Mąż z córką podeszli do tematu z pewną dozą nieśmiałości, córka nawet próbowała marudzić, że trzeba przedzierać się przez leśne ostępy, jednakże spakowane w plecaku ciasteczka okazały się doskonałym motywatorem ;-)


Warto było, piknik w takiej scenerii i o tej porze roku - bez komarów, tłumu turystów i śmieci – bezcenne. 
Pisząc tego posta zaczynam tęsknić za Jedliskowym lasem, może za kilka dni będzie nam dane ponownie cieszyć się  magią tego miejsca. 




Pan  Stawowy nie pilnuje to młodzież hasa po okolicy ;-)

 
Na koniec prezentuję niespodzianego gościa, który przypomniał, że też mieszka w naszej okolicy.