niedziela, 26 kwietnia 2015

Zielono mi.

Przyszła długo wyczekiwana wiosna, rozśpiewały się ptaki , na brzozach pojawiała się zieleń najzieleńsza z zieleni - soczysta, rażąca ;-)

 
Pan Mąż obiecał wiosenny lifting naszej salono-sypialni, obietnicy dotrzymał. Przez trzy dni remontował pokój: gładził, gipsował, zmywał, a na koniec pomalował. Po 12 latach w końcu dojrzałam do radykalnej zmiany koloru. Żółty zaczął źle wpływać na mą duszę, dlatego nieco zainspirowana widokami za okna postawiłam na zieleń w łagodnym wydaniu - stonowaną, przygaszoną szałwię. Pan Mąż malował ściany szałwią tymczasem ja przemalowywałam różne dodatki na biało. Metamorfozę pokoju uznaliśmy za udaną. 


 
Po trzech dniach intensywnej pracy udaliśmy się na krótki spacer by nacieszyć się wiosną i ptasimi trelami. Przechodząc koło skrzynki pocztowej odruchowo zajrzałam do środka i …. takich cudów w skrzynce jeszcze nie widzieliśmy. Skrzynka też przeszła metamorfozę, zastała przez pewną rodzinę zaadoptowana na przytulne mieszkanko.

Proszę jakie sprytne, nie muszą do gminy występować o nadanie numeru dla lokalizacji ;-)

piątek, 24 kwietnia 2015

Gontowe perypetie z metasekwoją w tle.

Tym razem wiatr poczynił spore zniszczenia. Zaraz po rozpakowaniu bagaży i napaleniu w piecu poszliśmy ogarnąć obejście. Połowa poszycia z dachu drewutni odfrunęła, niszcząc przy tym ogrodzenie. Wpierw naprawa płotu później wyjazd po zakup nowego gontu. Kiedy wracaliśmy do domu zadzwonił syn z informacją: fachowcy właśnie dotarli. Cieszyłam się, że dekarze przybyli pierwszego dnia, że sprawnie wkleili brakujące gonty na domu a później naprawili dach na drewutni.
Następnego dnia mogłam spokojnie oddać się pracą ogrodowym. Męska część rodziny kosiła i kopała, żeńska część siała i sadziła. W przerwie od ciężkich prac pojechałam z Panem Mężem do pobliskiej szkółki wybrać drzewa na wiatrochron. Planowałam klony i brzozy ostatecznie zakupione zostały brzozy, wiąz i ….metasekwoje. Późnym popołudniem zakupiony towar P. Andrzej dostarczył na nasze włości. Do wieczora uporaliśmy się z sadzeniem a było tego trochę: 3 spore metasekwoje (z których jestem bardzo dumna ) 1 wiąz, 1 brzoza brodawkowa i 4 (rachityczne) brzozy papierowe.

Po dwóch intensywnych dniach pracy w Niedzielę zasłużony odpoczynek i spacer nad stawy.
Natomiast w Poniedziałek powtórka z rozrywki ….. zaczęło się niewinnie – ochłodzeniem i wiatrem który z godziny na godzinę przybierał na sile. Na polach za domem rozpętała się piaskowa zawierucha. Coś co wpierw wzięłam za dym okazało się pędzącymi w naszą stronę tumanami kurzu. Pierwsze poważniejsze uderzenie wiatru i o zgrozo …. gont znów podrywa do góry.

 

Ubrani w nieprzemakalne kurtki rzuciliśmy się ratować dach. Na drewutni metodą góralską poukładaliśmy deski by docisnęły gont. Kiedy sytuacja była już nieco opanowana Pan Mąż mamrocząc zaklęcia pod adresem fachowców wsiadł do auta, pojechał do miasteczka kupić mazidło do podklejania gontu. 
W tym czasie ja ściągnęłam z internetu instrukcję montażu gontu. Po zapoznaniu się z lekturą okazał się że dekarze trochę przyoszczędzili na gwoździach. Poza tym tak się śpieszyli że gontu nie zgrzali ani nie podkleili w efekcie tego Pan Mąż spędził pozostałą część dnia na dachu naprawiając to co dwa dni wcześniej nie do końca naprawili dekarze.

Wieczorem wiatr się uspokoił, sytuacja została opanowana.
Następnego dnia z rana musieliśmy już wracać do miasta to był bardzo intensywny przedłużony weekend.
 
Na dzień dzisiejszy jesteśmy już ekspertami w kładzeniu gontu. Instrukcja i fora budowlane – kopalnia wiedzy. Teraz już wiemy że przy narażeniu na mocne porywy wiatru, gonty na szczycie należy podklejać specjalnym klejem, trzeba też pilnować fachowców by wbijali gwoździe zgodnie z instrukcją.

Podsumowując: to frustrujące, że przy każdym etapie budowy inwestor musi się doktoryzować i uczyć wykonawcę jak ma wykonywać swoją pracę by uniknąć w przyszłości niemiłych niespodzianek.

Na koniec posta zdjęcie moich metasekwoi, na razie nie prezentują się zbyt okazale ale w niedalekiej przyszłości będą zachwycać.



niedziela, 5 kwietnia 2015

Chętnie przyjmę samosiejkę .




    Z wielką niecierpliwością wyczekiwałam świąt Wielkanocnych zwłaszcza, że półtora tygodnia przed nimi zrobiła się prawdziwie wiosenna pogoda. Kilka razy w dzień widziałam na termometrze 17 C. Przyroda się obudziła, na trawniku przed domem pojawiła się odrobina zieleni a wraz z nią jej amatorzy (zdjęcie obok).


 Niestety po chwilowym ociepleniu przyszły wichury a święta jakie są każdy widzi :-(
Szykowaliśmy się na świąteczny wyjazd na rancho jednak miałam przeczucie, że nasz dach mógł znów ucierpieć przez wichury. Jeśli pojedziemy na święta to nie naprawimy dachu a wolnego niestety nie mamy tyle by zrobić sobie tygodniowe wiosenne ferie. W Piątek poprosiłam Wuja by pojechał obejrzeć naszą hacjendę. Wiadomości zwrotne nie były dobre: na domu wyrwane pojedyncze gonty natomiast na drewutni zerwane poszycie z 1/4 dachu. Wieczorem skontaktowałam się z dekarzem, który w zeszłym roku zalepiał dziurę w dachu po niezidentyfikowanym obiekcie. Dekarz stwierdził że może się z nami umówić dopiero na następny weekend po świętach, huragan wyrządził spore szkody w regionie, więc ma sporo pracy.

Moje przemyślenia w związku z zaistniałą sytuacją:
  1. Fajnie że mamy gont bowiem wszelkie usterki Pan mąż jest w stanie sam naprawić (tym razem zdecydujemy się chyba na usługi dekarza ze względu na ograniczenia czasowe)
  2. Muszę zmienić swoje podejście do "nieograniczonej przestrzeni".
Rozwijając punkt drugi - uwielbiam otwartą przestrzeń taką po horyzont i taki właśnie mam widok gdy siedzę latem na tarasie. Widzę zachód słońca, przelatujące żurawie, łąki, pola..... Dla mnie jeden z najpiękniejszych widoków, absolutnie nie chciałam go zasłaniać pergolami, żywopłotami itp. Jest jednak jeden problem: jesienią i wiosną kiedy nawiedzają nas silne wiatry, wieją one niestety z zachodu , jedyną przeszkodę jaką napotykają na swej drodze przemierzając wcześniej wspomniane pola i łąki to nasz dom oraz skraj lasu. Wiatr na skraju lasu łamie drzewa a na naszym domu wyrywa pojedyncze gonty. Znalazłam rozwiązanie problemu, aby w przyszłości zaradzić takim demolkom – trzeba posadzić drzewa wzdłuż zachodniej strony, w ten sposób powstanie naturalny mur wyhamowujący silne porywy. Co prawda pozbędę się pięknego widoku na otwartą przestrzeń ale przecież zawsze mogę przespacerować się kawałek i popatrzeć na nią za drzew.

Dlatego chętnie przyjmę samosiejkę liściastą ;-) 

Obecnie próbuję zgłębiać tajemną wiedzę z zakresu ogrodnictwa. Tydzień temu z córcią założyłyśmy nasz pierwszy rozsadowy ogródek na parapecie, jak na razie efekt jest zadowalający, zobaczymy jak pójdzie nam dalej. O efektach pozytywnych na pewno poinformuję :-)
Pozdrawiam Wszystkich i życzę spokojnych i radosnych Świąt Wielkanocnych .