środa, 25 lutego 2015

Pracowite ferie

Dawno nie umieszczałam postów na blogu ani na do niego nie zaglądam, gdyż zapadłam w hibernację …..
Z błogiego zimowego snu wyrwały mnie obowiązek zamknięcia roku oraz rozliczenia się z fiskusem. Nie zagłębiając się w moje zapatrywania polityczne nadmienię jedynie iż już samo słowo „fiskus” wywołuje w mym organizmie reakcję wysoce alergiczną. Na przekór losowi uporałam się z papierologią w dwa tygodnie a następnie wraz rodziną mogłam rozpocząć ferie zimowe.
Jak wyjazd na ferie to zrozumiałe, że na naszą wieś. Właściwie mieliśmy w planach tylko nicnierobienie oraz wyjazd w odwiedziny do teściów, jednak życie samo pisze scenariusze. Zaraz pierwszego dnia trzeba było zabrać się za prace remontowe. Szalejące wichury znów wyrwały kilka gontów. Pan Mąż ruszył reanimować dach. Czekając aż zagrzeje się nieco klej do podklejania gontu poszedł zrobić rozeznanie okolicy. W lesie przecinka i tak zaczęliśmy organizować sobie pracę na najbliższe dni …. bo może by trochę drewna kupić na następną zimę…...
Mimo iż mieszkamy pod samiuśkim lasem zakup drzewa jest wyzwaniem logistycznym. A wygląda to tak :
  • wpierw trzeba sobie upatrzyć w lesie odpowiednią kupę drzewa z nabitym numerem
  • następne gdyby ta pierwsza kupa drzewa była by już upatrzona przez kogoś trzeba mieć kupę rezerwową
  • w środę rano ( i tylko w środę )o godzinie 7 trzeba stawić się w leśniczówce
  • wykupić asygnatę
  • wrócić do lasu z asygnatą dogadać z drwalami transport i pocięcie drzewa
  • zdzwonić do leśniczego i poinformować iż wszystko jest już dogadane że może przyjechać i podpisać na asygnacie wywóz drzewa z lasu.

Szczęśliwie przebrnęłam przez tą cała procedurę, stałam się właścicielką 5 m.p. drewna liściastego oraz wzbogaciłam swoja wiedzę o nową jednostkę metryczną - metr przestrzenny.
Natomiast syn w ramach budowania kondycji i rzeźbienia sylwetki a także licząc na parę groszy zaproponował pomoc przy rąbaniu. Syn rąbał, Córka układała a Pan Mąż nadzorował i czasami zmieniał Syna. Pod wieczór spora część była już porąbana i równiuteńko ułożona pod daszkiem drewutni. Zostało kilkanaście większych pniaków te muszą poczekać na nasz następny przyjazd bo jak to zwykle bywa brakło czasu ….





Tak było na wsi .


O małe pagórki  w czasie 
 ferii też zahaczyliśmy.
  
szykujemy się już na następną zimę ;-)